Cała sprawa wygląda z pozoru na dość nieprawdopodobną, ale według dziennika "L'Express" jest bardzo poważna. W 2016 roku dwie największe francuskie organizacje zwalczające doping (Francuska Agencja ds. Walki z Dopingiem - AFLD oraz Centralne Biuro Zdrowia Publicznego - Oclaesp) przeprowadziły szereg kontroli, mających wykazać stosowanie dopingu mechanicznego przez kolarzy, jadących w Tour de France. Na celowniku znalazł się między innymi Chris Froome. Brytyjczyk triumfował w "Wielkiej Pętli" w latach 2013, 2015 oraz właśnie 2016. W tegorocznej edycji na razie prowadzi.
Polski kolarz pokazał przerażające zdjęcie po etapie Tour de France
- Zaczęliśmy różne kontrole, użyliśmy odpowiedniego sprzętu, ale nie pozwolił on na wykrycie żadnych oznak mechanicznego wspomagania - stwierdził informator gazety, pracujący w jednej z dwóch wymienionych wyżej instytucji. Dziennikarze sugerują, że powody mogą być dwa. Po pierwsze, kolarze dowiedzieli się o ewentualnych kontrolach i zrezygnowali z oszukiwania. Drugi, bardziej realny według pracowników organizacji, to taki, że sposób w jaki stosowano doping mechaniczny był niemożliwy do wychwycenia. - Możliwości technologiczne są wyrafinowane, każdy system się miniaturyzuje. Teraz czymś normalnym może być już elektromagnes zintegrowany ze strukturą koła. Pozwala to wygenerować dodatkową energię właściwie bez potrzeby pedałowania - stwierdził informator.
Michał Kwiatkowski wielkim człowiekiem jest i basta. Tym razem pomógł liderowi TdF
Jedno jest pewne - jeśli peleton stosuje doping mechaniczny to jest zdecydowanie bardziej przebiegły od kontrolujących. Dotychczas ujawniono zaledwie jeden przypadek dopingu mechanicznego, na którym wpadła 23-letnia Femke Van den Driessche. Stosowała ona mały silniczek, dodający mocy. Podczas zeszłorocznego Tour de France komisje przeprowadziły aż 3773 testy, mające ujawnić nielegalne działania. Zarówno kamery termowizyjne, jak i prześwietlenia nie przyniosły rezultatu i nikogo nie złapano.