Chcesz zostać milionerem? Siadaj przed komputerem

2017-03-02 3:00

E-sport, czyli sport elektroniczny, to już nie tylko zabawa dla dzieciaków. To poważny biznes! Dwie najlepsze polskie drużyny w grze "Counter-Strike: Global Offensive" - Virtus.Pro i Team Kinguin - tylko w tym roku zarobiły już (odpowiednio)... 2,2 miliona i 1,6 miliona złotych. - Każdy z tych naszych e-sportowców w dwóch czy trzech turniejach w tym roku zarobił tyle, co Piotr Żyła w ostatnich 14 zawodach - mówi Janusz "Hayabusa" Kubski, menedżer Team Kinguin.

Ten biznes wciąż się rozwija. Kilka tygodni temu padł transferowy rekord. 20-letni Bośniak Nikola "NiKo" Kovac został kupiony przez FaZe Clan z mousesports za 500 tys. dolarów. - Kiedyś miesięczna pensja gracza wynosiła 500-800 dolarów, w szczycie 2 tysiące. Teraz jest wielokrotnie wyższa - zaznacza "Hayabusa".

Te kwoty nie mogą dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę gigantyczne zainteresowanie e-sportem. Zeszłoroczne finały "League of Legends" obejrzało aż 396 milionów widzów! Nic dziwnego, że tą grą zainteresowały się telewizje (w Polsce mecze relacjonuje Polsat Sport).

Na sukces w e-sporcie trzeba ciężko pracować (nawet po 8-10 godzin dziennie). - Gra się mecze sparingowe, podczas których drużyny testują taktykę, synchronizację, zagrania. W "CS:GO" ćwiczy się na przykład taktyczne rzucanie granatów, a w "StarCrafcie" - automatykę akcji. Najlepsi gracze potrafią wykonać kilkaset akcji, uderzeń w klawiaturę, w ciągu minuty - opowiada Kubski.

Trening to nie tylko siedzenie w fotelu przed ekranem komputera. - "Pasha" Jarząbkowski jest kulturystą, "neo" Kubski uprawia triatlon i judo, "TaZ" Wojtas koszykówkę, "kuben" Gurczyński hokej na trawie - opowiada Kubski.

- Znanym graczem e-sportowym jest tenisista Jerzy Janowicz, który w "CS:GO" posiada rangę "The Global Elite", przyznawaną najlepszym amatorom na świecie - mówi menedżer "Kinguinów".

Najnowsze