Dakar 2016. Drogi kompletnie zniszczone przez deszcz! „Na żadnym Dakarze tak nie było"

2016-01-07 10:32

Wszyscy zawodnicy ORLEN Team mają już serdecznie dosyć ulewnych deszczy, a w szczególności Adam Małysz, który na dzisiejszym etapie stracił podstawowy oręż kierowcy do walki z deszczem – wycieraczkę. Na szczęście wszyscy zawodnicy ORLEN Team bezproblemowo dotarli na metę trzeciego odcinka i czekają na jutrzejszy, górski etap Dakaru.

Dakar 2016 wciąż stoi pod znakiem ulewnych deszczy. Po odwołanym pierwszym i skróconym drugim etapie, trzeci również został zmodyfikowany. Na jego początkowym odcinku drogi zostały kompletnie zniszczone przez wodę. Zamiast 314 km, odcinek specjalny mierzył zatem 227 km przeprawy przez ulewę.

– W tej chwili deszcz cały czas pada. Na żadnym Dakarze tak nie było. W Europie czasami padały deszcze, ale to była inna jazda. Bardzo często motocykle jeździły np. autostradami. W Argentynie zawsze pada, ale żeby lało cały czas, tego jeszcze nie widziałem. Dziwny ten Dakar. Całe zawody są takie, że są minutowe różnice. Jedzie cała kolumna i dlatego tak brylują mistrzowie z rajdów płaskich. Nie wiem, czy to się zmieni. Może po Salcie, jak będzie więcej piasku. Po wycofaniu się Peru trasa Dakaru jest mniej zróżnicowana. Teraz wjeżdżamy na duże wysokości, musimy dbać i o samochody, i o siebie – powiedział po dzisiejszym etapie Jacek Czachor, kapitan ORLEN Team, pilot Marka Dąbrowskiego. Załoga Toyoty Hilux w barwach ORLEN Team była dziś dwudziesta, a w klasyfikacji generalnej jest na 21 miejscu.

– Dziś było dużo deszczu i radarów. Trzeba było skupić się na tym, żeby nie stracić za dużo na radarach i uważać na śliskich zakrętach. Jechaliśmy rozsądnie. Za nami startowali Roma i Terranova. Wypadało ich puścić, na czym straciliśmy ok. minuty – dodał Jacek Czachor.

Na deszcz narzekał też Adam Małysz, który w dodatku zmagał się dziś z uciążliwą usterką.

– Na samym początku dzisiejszego odcinka spadła na nas gruba gałąź i urwała nam jedną wycieraczkę, i to z mojej strony. Jazda bez tej części w towarzyszącej nam ulewie, na tak śliskiej nawierzchni, to była masakra. Z powodu braku widoczności przed każdym zakrętem hamowałem prawie do zera. Po 70 kilometrach przełożyliśmy wycieraczkę ze strony Xaviera i coś już było widać – powiedział Adam Małysz.

Załoga Małysz / Panseri dojechała dziś na 24 miejscu, zaś Kuba Przygoński i Andrei Rudnitski zajęli 19 pozycję. W generalce Przygoński jest czternasty, zaś Małysz dwa miejsca za nim.

Powoli do góry pnie się Rafał Sonik, który na dzisiejszym etapie był czwarty, a w klasyfikacji generalnej awansował na piątą pozycję, mając obecnie jedenaście i pół minuty straty do liderującego Chilijczyka Ignacio Casale.

– Byłoby idealnie, gdyby nie to, że wciąż jedziemy albo w kurzu, albo w deszczu. W kurzu przesuwamy się bardzo wolno. Każdy, kto ma przed sobą wolną drogę, od razu zyskuje potężną przewagę. Liderzy w klasie motocykli mają komfortowe warunki, bo widzą gdzie jadą. A my pokonujemy zakręty w tumanach pyłu. Kiedy widzisz przed sobą coś więcej, od razu przyspieszasz, jakbyś miał przynajmniej o 100 koni więcej mocy. Potem w górach niestety złapała nas ulewa. Co prawda trochę nas schłodziła, ale przez nią zaparowały mi gogle od wewnątrz i nie było łatwo. Odcinek zaliczony bez większych błędów, więc jestem zadowolony – powiedział Rafał Sonik.

Tempa nie odpuszcza także Kuba Piątek, który wciąż odrabia stratę z prologu spowodowaną zalaniem motocykla. Dziś najlepszy polski motocyklista na tegorocznym Dakarze był 32, zaś w generalce zajmuje 37 lokatę.

Jutrzejszy etap to pętla ze startem i metą w San Salvador de Jujuy. Trasa dla motocykli, samochodów i quadów wyniesie 629 km, w tym 429 to odcinek specjalny. Trasa będzie przebiegała wysoko w górach, więc zarówno zawodnicy, jak i ich pojazdy mogą się spodziewać ciężkiej przeprawy. Tym bardziej, że to początek etapu maratońskiego.

– Będziemy mieli siedem kół znaczonych i na nich musimy przejechać dwa dni. Każdy kapeć to może być większy problem następnego dnia. Na jutrzejszym, bardzo długim odcinku po górach trzeba będzie jechać z głową, żeby te zapasy zostały. Szczegółów trasy nie znamy, bo w tym roku nie mamy dokładnych informacji, wiemy tylko, że zaczynamy na 4500 m n.p.m. i na tej mniej więcej wysokości przyjdzie nam się jutro ścigać – prognozuje Jacek Czachor.

Najnowsze