Lepistoe przygląda się z bliska mistrzostwom świata w swojej rodzinnej miejscowości, jak zwykle komentując przy okazji wydarzenia dla fińskiej edycji Eurosportu. Był na skoczni podczas oficjalnych treningów i jak przyznaje, nic go nie zaskoczyło.
- Moja lista faworytów nie zmienia się od ładnych paru tygodni. Są na niej: Kamil Stoch, od dawna pozostający dla mnie numerem jeden w tym sezonie, a poza nim Peter Prevc i Stefan Kraft. Oczywiście liczyć będzie się także Maciej Kot, który umocnił pozycję w stawce po zwycięstwie w Pjongczangu - mówi nam Lepistoe, który kiedyś jako pierwszy powołał Kota do kadry.
- Wtedy zobaczyłem, że ten chłopak potrafi skakać stylowo i ma wspaniałe perspektywy przed sobą - tłumaczy. - Umiał sobie radzić z warunkami pogodowymi, dopracowywał technikę, a dzisiaj opanował ją w stopniu doskonałym. To efekt dobrej pracy, jaką z nim wykonywano w ostatnich sezonach. Rozmawiałem z Maćkiem po seriach treningowych i pochwaliłem, bo skakał równo i spokojnie.
Fin przewiduje, że skoczków czeka dzisiaj w Lahti nieomal walka na noże. Wszystko dlatego, że na normalnej skoczni nawet metr różnicy to czasami bardzo dużo.
- Różnice będą minimalne, nie spodziewam się takiej sytuacji jak podczas MŚ w Sapporo w 2007 roku, gdy Adam Małysz na normalnej skoczni po pierwszym skoku miał prawie 6 metrów przewagi - uważa fiński trener. - Mniejszy rozmiar skoczni oznacza, że nie można sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Dystans kilku metrów jest praktycznie nie do odrobienia. Dlatego pod względem technicznym jednym z kluczowych elementów będzie telemark. Kto wykona go z większą precyzją, odniesie sukces - podkreśla Lepistoe.