Tak Klemens Murańka dorastał do medalu [ZDJĘCIA]

2015-03-03 8:55

Zrobiło się o nim głośno w 2004 roku. W treningowym skoku na igelicie Wielkiej Krokwi Klimek Murańka (ur. 1994 r.) wylądował na 135. metrze. To był dzień jego 10. urodzin. A teraz w wieku lat 20 i pół wywalczył pierwszy medal wielkiej imprezy w kategorii seniorów: brąz w drużynowym konkursie skoków MŚ.

- Nie zastanawiałem się wcześniej, dokąd chciałbym dojść w tym wieku. Ale uważam, że ten sukces przyszedł w miarę szybko. Przecież to mój pierwszy rok w wieku seniora - mówi młody zakopianin. - No owszem, miałem marzenia o wyższych lokatach w Pucharze Świata. Ale mam w sobie cierpliwość. Jeszcze cała kariera przede mną.

Zdolności sportowe, odziedziczone po ojcu Krzysztofie, który uprawiał kombinację norweską i biatlon, doszły do głosu bardzo wcześnie. Latem 2004 roku mały Klimek nie tylko pofrunął daleko na Wielkiej Krokwi. W treningu na igelicie Średniej Krokwi uzyskał 95 m, o pół metra dalej od ówczesnego rekordu Adama Małysza, którego uważał wtedy za wzór skoczka.

W zawodach młodzików wygrywał jak chciał. A gdy liczył sobie 13 lat i 2 miesiące, został brązowym medalistą mistrzostw Polski seniorów na igelicie. Za Małyszem i Stochem. Dwa miesiące później zdobył srebro zimowych MP seniorów, za Stochem (Małysz nie startował). I wreszcie jako najmłodszy w historii (13 lat i 5 miesięcy) wystartował w Pucharze Świata. Nie przeszedł jednak kwalifikacji w Zakopanem.

Ojciec Klemensa Murańki: DUPEK Poppinger zabrał nam srebrny medal

Rozgłos wokół niego wzrastał. Nazywano go "złotym dzieckiem skoków", "nadzieją polskich skoków", "następcą Małysza". Kolejnym ewenementem było pojawienie się indywidualnego sponsora, gdy miał ledwie 11 lat.

W roku 2010 niespodziewanie zaczął psuć mu się wzrok. Na oczach pojawiła się jakby mgła. Ale on ukrywał tę wadę. Przez dwa lata. Z mętniejącym wzrokiem zdobywał medale MŚ juniorów.

- Ukrywałem, bo wydawało mi się, że wszystko będzie w porządku.

Ale nie było. Aż doszło do tego, że latał na skoczni na pamięć, nie widząc dokąd. W końcu doszło do tego, że na rozbiegu nie widział sygnałów trenera. Lekarze zdiagnozowali chorobę rogówek.

- Miałem widzialność 20 procent. Pół roku później już nic bym nie widział - wyjawił.

Dzięki serii operacji i specjalnym soczewkom widzenie wróciło, chociaż leczenie będzie trwać. Najbliższa operacja zaplanowana jest wiosną.

- Wzrok jest w porządku, choć jeszcze nie do końca. Ale na skoczni widzę wszystko - zapewnia dzisiaj.

W sierpniu minionego roku jego partnerka, Agnieszka, urodziła maleńkiego Klimka. Czy pójdzie on w ślady ojca?

- Jasne, że chciałbym, aby został skoczkiem. Ale sam o tym zdecyduje - deklaruje jego tata.

KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze