Agnieszka Radwańska pisze felietony

i

Autor: Instagram

Agnieszka Radwańska w felietonie: To bardziej problem mojego ciała a nie mój

2016-06-26 19:36

Agnieszka Radwańska napisała swój drugi felieton! Przed miesiącem nasza wspaniała tenisistka jako mistrzyni kończących sezon WTA Finals zgodziła się pisać dla "The Strait Times", gazety w Singapurze. W pierwszym felietonie Agnieszka tłumaczyła, dlaczego na kortach ziemnych radzi sobie dużo gorzej niż na innych nawierzchniach. Teraz wyjaśnia, czemu tak kocha trawę. Zdradza też, czy przejęła się szybkimi porażkami w Birmingham i Eastbourne przed rozpoczynającym się już w poniedziałek Wimbledonem. Zapraszamy do lektury tłumaczenia felietonu Agnieszki Radwańskiej.

Zaczął się sezon na trawie. Nareszcie.

Nie jestem silną zawodniczką. Nie mam mocnego serwisu i prawdopodobnie nigdy nie pomylicie mojego forhendu z forhendem Sereny Williams.

W Polsce nie mamy kortów trawiastych, a ja dorastałam, grając na kortach ziemnych. Ale już za pierwszym razem, gdy postawiłam nogę na prawdziwych kortach trawiastych w Anglii, czułam się komfortowo.

Od tego czasu zawsze nie mogłam się doczekać początku sezonu na trawie, nawet mimo tego, że to tylko pięć tygodni w ciągu roku. To na trawie po raz pierwszy doszłam do półfinału i finału Szlema. To nawierzchnia, na której gram moim zdaniem swój najlepszy tenis.

A więc tak. Jestem bardzo szczęśliwa, że znów mogę grać w Anglii na trawie, odpowiednio regulując swoją grę przed Wimbledonem.

Gra na kortach trawiastych nie była mi zupełnie obca, gdy dorastałam. Kiedy byłam dzieckiem, trenowałam również na sztucznej trawie, dla mnie szybsze nawierzchnie są najlepsze. To dlatego kocham też korty twarde.

Po raz pierwszy zagrałam na prawdziwej trawie w 2005 roku, to był turniej juniorski w Niemczech. Doszłam wtedy do finału, a zaledwie kilka tygodni później zostałam mistrzynią juniorskiego Wimbledonu. Nie najgorzej jak na pierwsze dwa turnieje na trawie, prawda? Od pierwszego meczu, który rozegrałam, po prostu pokochałam tę nawierzchnię. Czułam, że mogę na niej zrobić wszystko, co chcę. Nic się  od tego czasu nie zmieniło.

Po French Open wróciłam do domu i zaczęłam przygotowania do sezonu na kortach trawiastych. Trenowałam na sztucznej trawie, która jest dużo szybsza niż korty twarde. To oczywiście nie to samo co prawdziwa trawa, ale przynajmniej piłka odbija się niższym kozłem i nieco szybciej. Bardziej przypomina trawę niż trwarde korty, na których normalnie gramy.

Przejście z kortów ziemnych na trawę jest bardzo ciężkie dla ciała. Dla mnie osobiście problemem nie jest czucie piłki, ale właśnie moje ciało. Odczuwasz różne bóle w związku ze zmianą nawierzchni i sposobu poruszania się, to zupełnie inny styl biegania. Czujesz ból w stopach, w rękach i w ramionach, a wszysto jest bardzo nieprzewidywalne.

Myślisze sobie, że fizycznie czujesz się dobrze, ale nagle coś zaczyna ci dolegać. Ale tak naprawdę nie potrzebuję dużo czasu, żeby przyzwyczaić się do trawy. To bardziej problem mojego ciała a nie mój.

Żeby mieć pewność, że moje ciało będzie gotowe na Wimbledon, postanowiłam mniej w tym sezonie grać na kortach ziemnych. I już teraz czuję różnicę. Fizycznie czuję się lepiej niż wcześniej w tej części sezonu.

Nie zawsze łatwo podejmować takie decyzje dotyczące planu występów. Kiedy grasz rzadziej, masz mniej okazji, żeby zdobywać punkty do rankingu, a przez to czujesz większą presję, że musisz dobrze wypaść w dużych turniejach. Gdybyście zapytali mnie jeszcze kilka lat temu, czy to strasznie trudna decyzja, powiedziałabym, że oczywiście.

Ale z każdym rokiem, masz coraz więcej doświadczenia i kiedy stajesz się coraz starszy, musisz takie sprawy przemyśleć podwójnie. Przed nami połowa sezonu. Jeszcze kilka miesięcy, z igrzyskami olimpijskimi i dwoma Szlemami, więc trzeba mieć na uwadze trudy całego sezonu. W tej chwili moje ciało nie potrzebuje tejpów. Nie zawsze tak było.

Teraz koncentrowałam się na tym, żeby rozegrać kilka meczów przed Wimbledonem. Dzięki dzikiej karcie zagrałam w Birmingham, a potem w Eastbourne, gdzie rok temu doszłam do finału a teraz co ćwierćfinału.

Dobrze jest rozegrać kilka spotkań przed Szlemem, bo treningi to jednak coś innego niż mecze. Ale tak naprawdę ciężko jest powiedzieć, jakie są najlepsze przygotowania do Wimbledonu.

Zdarzało się, że przegrywałam w I rundzie w Eastbourne, a potem dochodziłam do półfinału i finału Wimbledonu. Więc nawet jak odpadam wcześniej, nie martwię się za bardzo, że mam przez to mniejsze szanse. Staram się po prostu wykorzystać to, że naprawdę uwielbiam trawę.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze