Kiedy Kamila umarła, straciłem wszystko

2009-02-28 14:30

W Kamili pociągało mnie wszystko. To jest właśnie miłość... - wspomina narzeczony Kamili Skolimowskiej, dziennikarz Polskiego Radia Marcin Rosengarten (28 l.). W rozmowie z nami opowiada o wspólnie spędzonych z nią chwilach.

- Bardzo mi się podobało, że Kamila nie miała kompleksów na punkcie figury. Poprzednie kobiety, z którymi się spotykałem, były szczupłe. Nie przypuszczałem, że zwiążę się z taką kobietą jak ona. Tymczasem w niej pociągało mnie wszystko. To jest właśnie miłość... - wspomina narzeczony Kamili Skolimowskiej, dziennikarz Polskiego Radia Marcin Rosengarten.

Nie zdążyli oficjalnie się zaręczyć, ale od dawna wiedzieli, że będą parą na całe życie. Bóg chciał inaczej.

Poznali się... służbowo. Kamila udzielała wywiadu Marcinowi. Pytania jej się nie spodobały i następnym razem nie chciała już z nim rozmawiać.

- Pomogło mi to, że Kamila miała słabą pamięć do nazwisk, a kolejne spotkanie umawiałem telefonicznie. Spotkaliśmy się i tak się zaczęło - uśmiecha się Rosengarten.

"Super Express": - Jak poznałeś Kamilę?

Marcin Rosengarten: - Byłem reporterem Polskiego Radia Katowice, gdy przyjechałem na Memoriał Kusocińskiego w czerwcu 2005 roku. Nie zajmowałem się wcześniej lekkoatletyką, ale rozmowę rozpocząłem z grubej rury: "Jak to jest, że mistrzyni olimpijska już trzeci sezon niczego nie wygrywa?". Usłyszałem wyjaśnienie o kontuzjach udzielone "osobie niemającej pojęcia o tym sporcie". Odpowiadała spokojnie, ale potem przyznała, że nie miała już więcej ochoty ze mną rozmawiać.

- To jak doszło do kolejnego spotkania?

- Na kolejny wywiad w Warszawie umówiliśmy się telefonicznie, po jej rekordzie Polski, w marcu 2006. Zgodziła się, bo... miała słabą pamięć do nazwisk i nie skojarzyła mojego. Ale gdy mnie zobaczyła, to odwróciła się na pięcie i chciała odejść, więc szybko do niej podszedłem. A pół roku później - podczas mistrzostw Europy w Goeteborgu - zażartowała, że mógłbym ją zaprosić na kawę w ramach przeprosin. Spotkanie przerodziło się w czterogodzinną rozmowę o życiu. I tak się zaczęło.

- Ale miłość na odległość rzadko się sprawdza...

- Dzieliło nas więcej niż odległość Warszawa - Katowice. Ja dziennikarz, ona sportsmenka. No i 35 kilogramów różnicy wagi ciała. Jak przedstawić takiego "szczupaka" jej ojcu, byłemu sztangiście wagi superciężkiej? Namówiła mnie do ćwiczeń w siłowni, dzięki czemu z 78 kilo podjechałem do setki.

- Setka to nadal trochę mniej niż miała Kamila.

- I właśnie to było w tym wszystkim najpiękniejsze. Bardzo mi się podobało, że sama nie miała kompleksów na punkcie figury. Gdy chodziła po szkołach i dzieci pytały ją, dlaczego została młociarką, ona z uśmiechem na ustach odpowiadała: "A czy z taką figurą mogłabym być tancerką?". Poprzednie kobiety, z którymi się spotykałem, były szczupłe. Nie przypuszczałem, że zwiążę się z taką kobietą. Tymczasem w Kamili pociągało mnie wszystko. Była niezwykle kobieca. To jest miłość...

- Jaka była Kamila?

- Przekonała mnie do siebie dobrocią, wrażliwością, optymizmem, uśmiechem, otwartością. Dotąd nie spotkałem kobiety, która by tak mocno kochała ludzi. Uczyła mnie kochać innych i miała przy tym wiele cierpliwości. Przejmowała się innymi i wszystkim chciała pomóc. Nie było dla niej spraw nie do załatwienia. Aż wreszcie kiedyś zapytałem, kiedy zajmie się sobą. A ona na to, że o nią to mam się zatroszczyć ja. Więcej tego pytania już nie zadałem.

- Czy dla niej przeniósł się pan do Warszawy?

- Nie, ściągnięto mnie służbowo dwa lata temu. Przez pierwsze trzy miesiące w stolicy widziałem ją zresztą raptem kilka razy, bo miała trzy kolejne zgrupowania. Zamieszkać razem mieliśmy po jej powrocie z zagranicznych zgrupowań, czyli w maju.

- Planowaliście ślub?

- Tak. Kamila myślała o ślubie już teraz. Chciała się pobrać w ciągu dwóch najbliższych lat. Ja wolałem po igrzyskach 2012, bo wiedziałem, że po ślubie będzie chciała urodzić dziecko. A sama przyznawała, że małego dziecka nie potrafiłaby zostawić w domu i wyjeżdżać na zgrupowania czy zawody. Więc byłby to przedwczesny koniec ze sportem. Ona z kolei mówiąc o ciąży, martwiła się tylko... o mnie. O to, jak dam sobie radę, gdy ona będzie "jak taka duża pyza", niezdolna do pomocy.

- Śmierć Kamili to...

- Dla mnie oznacza, że straciłem wszystko. Straciłem kobietę życia, z którą planowałem przyszłość. Kamila kupiła już nawet działkę, na której mieliśmy zbudować dom. To, co było między nami, to było to COŚ. Zdążyliśmy wraz z jej bliskimi poczuć się już jedną rodziną. Choćby w trakcie ostatnich świąt...

Ale skoro jej największym marzeniem było założyć własną szczęśliwą rodzinę, to mam wrażenie, że Ktoś przygotował to dla Niej po tamtej stronie. Że przeżyje tam ten rodzaj szczęścia, którego nie zdążyła zaznać tutaj.

Najnowsze