Ousmane Dembele pewnego dnia nie przyszedł na trening Borussii Dortmund. Wymyślił sobie, że w ten sposób skłoni działaczy BVB do zaakceptowania oferty Barcelony. Przeliczył się jednak sromotnie. Propozycja 90 milionów euro płatnych od razu i 30 milionów w bonusach nie przypadła do gustu włodarzom klubu z Westfalii. Stanowczo postawili oni dolną granicę na 150 milionach euro i póki nie otrzymają takie kwoty, nie pozbędą się Dembele. Mimo, że nie mają z niego aktualnie żadnego pożytku. Piłkarz przebywa we Francji, gdzie oczekuje porozumienia obu stron.
Do tego jednak daleko. Katalończycy nie przejawiają chęci wyłożenia za Francuza tak wielkich pieniędzy. W kuluarach mówi się, że do strajku nakłonili go właśnie działacze z Camp Nou. Oni także szacowali, że taki stan rzeczy zmiękczy nieco zatwardziałość Niemców. Nic z tych rzeczy. Ci w negocjacjach są trudnymi przeciwnikami. Sytuacja wydaje się bardzo prosta. Albo Barcelona zapłaci 150 milionów i kupi Dembele. Albo może się pożegnać z nadzieją na wzmocnienie swojej drużyny Francuzem. Dokładnie w taki sposób sytuację obrazują słowa prezesa Borussii Hansa-Joachima Watzke:
- Decyzja należy do Barcelony. Muszą się zdecydować i to nie jest trudne. Mają tylko dwa wyjścia - oznajmił sternik klubu z Signal Iduna Park.
Neymar wzruszył się przed meczem, a później dał show