Rafał Wolski

i

Autor: Łukasz Grochala / CYFRASPORT Rafał Wolski

Ekstraklasa: PODSUMOWANIE 28. kolejki ligowej. Wolski do kadry, natychmiast! [PLUSY i MINUSY]

2016-03-21 14:58

Wielkimi krokami nadchodzi finisz ligowej rywalizacji w sezonie zasadnicznym! 28. kolejka dała kibicom wiele odpowiedzi! Tym w Poznaniu, że o tytuł ich pupile powalczą za rok. Tym w Warszawie, że tytuł jest coraz bliżej. I tym w Krakowie, że Biała Gwiazda była tak słaba, że do ostatnich minut 30. kolejki bić się będzie o awans do czołowej ósemki. Kto jeszcze błysnął, kto znowu się skompromitował? Zapraszamy na podsumowanie 28. kolejki Ekstraklasy!

PLUSY

Wolski wrócił i pozamiatał (Wisła Kraków - Jagiellonia Białystok 5:1)

Mają nosa w Krakowie. Tak sobie niedawno analizowaliśmy i wyszło nam, że Wisła to zdecydowanie najlepsze miejsce na odbudowanie swojej kariery. Tomasz Frankowski latem 1998 roku był kolejnym zmarnowanym talentem. Mirosław Szymkowiak przypominał dwa lata później 24-letniego emeryta z przebiegiem miliona kilometrów i trzykrotnie podkręcanym licznikiem. Kamilowi Kosowskiemu jesienią 2007 roku dolano do kariery kilka litrów paliwa. Później był jeszcze Semir Stilić, a dzisiaj jest Rafał Wolski. Przypadek chyba najbardziej wymowny, bo i do niedawna najtragiczniejszy.

Orest Lenczyk o Dariuszu Wdowczyku: Nie można człowieka karać przez całe życie

Miał zdobyć Serie A w barwach Fiorentiny, a cztery lata później nie mieścił się w przeciętniaku ligi belgijskiej. Do Polski trafił tylnymi drzwiami. Przyjechał, bo Wisła była na dnie i brała wszystko. Byle uratować firmę przed totalnym upadkiem. Minęło 7 wiosennych kolejek, przewinęło się trzech trenerów, udało się dwa razy wygrać i Biała Gwiazda... wróciła do walki o czołową ósemkę Ekstraklasy.

Rola Wolskiego była w tym nie do przecenienia. Krakowianie mają skład na europejskie puchary. Na polskie warunki - mały gwiazdozbiór, choć nietypowy. Jak kapela rockowa po odwyku gitarzysty i głównego wokalisty. Wszyscy wiedzą, że talent jest, tylko nikt nie wierzy, że to się może jeszcze udać. Tymczasem pod wodzą Wdowczyka Biała Gwiazda rozjechała najpierw Termalikę, a później - to już w ten weekend - Jagiellonię Białystok. I do tych ostatnich, okupujących ósmą pozycję, krakowianie tracą na dwie kolejki przed końcem zaledwie trzy punkty.

Adam Nawałka szuka tymczasem kreatywnego pomocnika. Miał Sebastiana Milę, teraz spróbuje Filipa Starzyńskiego. W mediach pompowana jest kandydatura Mateusza Cetnarskiego. Ale dla nas nie ma wątpliwości. Jeśli selekcjoner chce piłkarza o podobnej charakterystyce, wybór jest jeden. Rafał Wolski. Piłkarz... niepolski. Genialny drybler, dobrze czujący się w tłoku, potrafiący podać i uderzyć. Na dodatek nie człapiący jak pozostali, więc pasujący nie tylko do ataku pozycyjnego - gdy Polacy w ostatnich minutach szukać będą gola - ale też odnajdujący się w kontratakach, czyli w głównej broni biało-czerwonych.

I czy nie byłaby to piękna historia? Kariera Wolskiego popsuła się w czerwcu 2012 roku. Gdy pojechał na... mistrzostwa Europy.

Poznańska lokomotywa wykolejona (Lech Poznań - Legia Warszawa 0:2)

Legia wreszcie rozbiła poznańskiego Lecha. Nemanja Nikolić odblokował się w najlepszy sposób i dwa razy pokonał Jasmina Buricia. I chociaż hit Ekstraklasy generalnie zawiódł - zamiast wielkiego futbolu, mieliśmy tłumy w środku pola oraz na trybunach - to warszawianie potwierdzili, że w tym sezonie po mistrza pojadą samemu. Nad obrońcą tytułu mają już... osiemnaście punktów przewagi. Przepaść.

Kolejorz miał na swoim stadionie jeden problem. Nie bardzo miał pomysł jak zaskoczyć rywala. Jeśli się udało, to tylko in minus. Jan Urban posłał do boju Macieja Wilusza, a ten udowodnił, że Mariusz Jop w końcówce kariery był sprinterem. Pierwszy gol Węgra to bowiem jakaś parodia futbolu. Prostopadłe podanie, napastnik Legii truchtem wbiega w pole karne, a za nim zmierza obraz nędzy i rozpaczy. Uginające się kolana, dziwaczna próba interwencji - fatalne przyjęcie, gorsze wybicie, idiotyczny blok, sami sobie dopasujcie - i jakieś trzy metry straty do rywala. W każdym momencie. Od zagrania z głębi pola, do momentu znalezienia się piłki w siatce. Ponoć w Poznaniu mają najlepszy dział skautingu w III RP. Jeśli tak, to Wilusza wygrali chyba w karty, na popijawie we Wronkach. Bo to nie stoper. To mobilne piłkarskie samobójstwo.

I tylko szkoda, że warszawianie nie potrafili po prostu wygrać. Klasą piłkarską przewyższają bowiem mistrza o lata świetlne. Gorzej poza boiskiem. Stanisław Czerczesow wykrzykujący na konferencji prasowej, że Legia będzie dalej osłabiać rywali z Ekstraklasy czy prezes Bogusław Leśnodorski, przypominający Lechowi dziesiątą rocznicę mariażu z Amiką Wronki, to po prostu wiocha. Wiocha, której nie przykryją nawet gole Nikolicia i akcje Aleksandara Prijovicia.

Ale jaka liga, taka otoczka. Przaśna. Ale własna. A Legia to dzisiaj mimo wszystko jedyne, czym możemy się pochwalić na arenie międzynarodowej.

Nemanja Nikolić: Kibice Lecha powinni szanować lepszy zespół!

W Szczecinie boisko krzywe, to sobie postrzelano (Pogoń Szczecin - Cracovia 2:2)

Takich meczów nie ma nawet w La Liga. Nie ma, bo tu nie sprawdzi się żaden rachunek prawdopodobieństwa. W drugim hicie kolejki, w bitwie o podium, świat stanął na głowie. Piłkarze obu zespołów uznali, że nie ma sensu strzelać w łatwych sytuacjach. Bo przeciwnik się tego spodziewa. Lepiej uderzyć tak, że zaskoczony będzie nawet strzelec.

Mateusz Wdowiak oddał strzał życia. Tu nie ma wątpliwości. Gracz Cracovii machnął tak, że pewnie nigdy nie powtórzy tego nawet na treningu. Z jakichś trzydziestu metrów, soczyście, prosto w okienko. Czytaj, pięć centymetrów od słupka, idealnie w tą część poprzeczki, w którą trafić się powinno. Mina strzelca chwilę później - bezcenna. To był gość, który właśnie wygrał milion dolarów, rzucając do kosza tyłem, z połowy z boiska, mając zasłonięte oczy.

Adam Gyurcso trafił z rzutu wolnego. Tomas Vestenicky zerwał pajęczynę z szesnastego metra. A Łukasz Zwoliński w sytuacji zdecydowanie lepszej, mając przed sobą tylko wysuniętego bramkarza, piłkę po koźle, zerwał, ale połączenie kamery z centralą, bijąc futbolówkę jakieś piętnaście metrów od bramki. Licząc po przekątnej.

Serio, tu nawet zaawansowana matematyka i rachunki prawdopodobieństwa tracą rację bytu.

MINUSY

Oni walki o utrzymanie nie odpuszczą (Lechia Gdańsk - Termalica Bruk-Bet Nieciecza 1:1)

Lechia. Drużyna z charakterem. Twarda ręka Piotra Nowaka wyraźnie przyniosła spore zmiany w zespole z Gdańska. Drugiej tak zdeterminowanej drużyny w naszej lidze nie ma. Jest Górnik Zabrze, już pogodzony ze spadkiem, jest Górnik Łęczna, o ten spadek mocno się starający i są Lechiści. Oni walki o utrzymanie odpuszczą i walczą o nią po trupach. Tydzień temu dopiero w ostatnich minutach udało im się wywalczyć cenny remis w Zabrzu. W weekend natomiast zrobili bardzo wiele, by zremisować z Termaliką.

Łatwo nie było. Nowak posłał do boju cały arsenał. Kilka minut dostał nawet Sławomir Peszko. Ale reprezentant Polski niewiele już mógł zdziałać. Termalica nie była zainteresowana grą w piłkę i obie drużyny musiały się podzielić punktami. To cenny remis dla Lechii. Dystans do ósmej Jagiellonii Białystok na błędy już bowiem nie pozwala. Wynosi ledwie punkcik.

I pozostaje tylko pytanie: czy nie byłoby łatwiej, gdyby gdańszczanie po prostu awansowali do czołowej ósemki?

Lechia - Termalica 1:1. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Gdańszczanie robią autostradę dla Wisły Kraków

Bartłomiej Drągowski - dobry bramkarz, tylko statystycznie najgorszy (Wisła Kraków - Jagiellonia Białystok 5:1)

Trudno w to uwierzyć, ale Jagiellonia dysponuje w tym sezonie najgorszą defensywą w Ekstraklasie. Piłkarze Michała Probierza, wciąż zajmujący ósme miejsce w lidze, stracili do tej pory 49 goli! I to wytłumaczyć trudno. Wiosną Jaga dała sobie strzelić piętnaście goli. Zarazem Bartłomiej Drągowski w trzech z siedmiu meczów zachowywał czyste konto. A sam zespół zanotował w tym czasie trzy zwycięstwa, remis i trzy porażki.

Drugiej tak niestabilnej drużyny nie ma. Jeśli białostoczczanie przegrywają, to wysoko. Tak wynika ze statystyk. Przynajmniej trzy gole stracili w dziewięciu spotkaniach. Zarazem w całym sezonie zaledwie raz zdobyli punkt, gdy stracili... dwa gole. Na koniec jesieni zremisowali 2:2 z Cracovią. Dodatkowo jeszcze, to już w ogóle wprowadza absolutny chaos dla wszystkich analityków, defensywa Jagi w całych rozgrywkach aż siedem razy zachowała czyste konto.

I to nie jest tak, że rywale grają wybitnie. Gracze z Podlasia zwykle strzelają sobie sami. A to kompromitują się ustawieniem, a to popisują się interwencjami z serii "jak tu zaliczyć asystę przy bramce rywala?", a to znowu myli się Drągowski. Michał Probierz nad drużyną wyraźnie nie panuje i konsekwentnie stawia na piłkarzy, których już kilka razy umieścić można było w kompilacji rodem z futbolowych jaj. Piotr Tomasik, Łukasz Burliga, Igors Tarasovs - tym panom już dziękujemy. Ale tylko na chwilę, bo za tydzień okaże się, że każdy to wyróżniająca się postać Ekstraklasy.

I tylko Bartłomieja Drągowskiego żal. Przypomnijmy, poważne media donosiły, że rok temu miał zastąpić w Juventusie Gianluigiego Buffona. Tego samego, który w niedzielę przeszedł do historii Serie A. Bramkarz Jagi do historii ligi też może przejść. Tyle że ligi polskiej i w statystyce... odwrotnej.

Najnowsze