Kałużny: Rodzice wystawili mi rachunek za wychowanie: 27 tys. zł. SZOKUJĄCA autobiografia!

2016-07-16 4:00

Radosław Kałużny (42 l.), 41-krotny reprezentant Polski i zdobywca 11 bramek w kadrze, wydaje szokującą autobiografię. Były piłkarz m.in. Zagłębia Lubin i Bayeru Leverkusen opisuje w niej swoje burzliwe życie - od dzieciństwa, które w dużej mierze kojarzy mu się z biciem przez ojca, po karierę, wielkie pieniądze i koszmarny upadek.

"Między mną a rodzicami od lat układało się fatalnie. W domu zawsze czułem, że jestem tym drugim, gorszym. Młodszy brat otrzymywał więcej wszystkiego. Dostawał przede wszystkim więcej ciepła. Z kolei ja - jeśli już mogłem na coś liczyć, zazwyczaj było to manto. Miałem wrażenie, że ojciec mnie nienawidzi. Dopiero niedawno zrozumiałem, że tak naprawdę mnie kocha. Tylko obaj jesteśmy dokładnie tacy sami - okazywanie uczuć wychodzi nam opornie... Tata zrozumiał to dopiero w obliczu choroby. Kilka lat temu jego serce znalazło się w opłakanym stanie. Czasami mam wrażenie, że ostatnio bije głównie dla mnie. Rozmawiamy niemal codziennie. Godzinami wisimy na telefonie. To ogromna zmiana w relacjach. Przez większość kariery nie chciałem znać moich bliskich. Było mi zupełnie obojętne, kim są i co robią. Nawet gdy próbowali nawiązać kontakt i jechali z Lubina do Krakowa na mój mecz, miałem gdzieś, że tam są. Przywitanie z nimi nie wchodziło w rachubę".

Na "dzień dobry" ojciec złamał mu nos

"Im stawałem się starszy, tym gorzej traktowano mnie w domu. Dostawałem wszystkim i za wszystko. Całymi dniami przebywałem na podwórku, żeby mieć trochę spokoju. W wieku 14 lat coś we mnie pękło. Pomyślałem, że tak dalej być nie może. Czas na >normalne< życie. Takie, w którym nikt się nade mną nie znęca. Spakowałem rzeczy i rzuciłem się do ucieczki. Dorabiałem wtedy w cyrku, więc pojawiła się okazja, żeby zwiać z nimi. Podróżowałem po województwie dolnośląskim, rozkładając karuzelę. Miałem jednak pecha. Ojciec szukał mnie, dopóki nie znalazł, a to zajęło jakieś dwa tygodnie. Zobaczył mnie, a potem natychmiast wpakował do samochodu. Tak się stęsknił, że kiedy wsiedliśmy do samochodu, na dzień dobry złamał mi nos i zawiózł na policję. Kiedy wróciliśmy pod blok, wpadłem do mieszkania z prędkością światła. Chowałem wszystkie kije i noże, żeby mnie nie zakatował. Był czerwony ze złości, a ja zielony ze strachu. Znalazł tylko pasek klinowy. Walił niesamowicie mocno. Ból był nie do zniesienia, a ślady na skórze zostawały długo" - pisze Kałużny.

Kiedyś milioner, dziś pracownik na budowie

Piłkarz ujawnia jeszcze jeden szokujący fakt dotyczący ówczesnych relacji z rodziną: "W 2009 roku moja żona Ewa odebrała list zaadresowany do mnie. Niespecjalnie zainteresowałem się tym faktem, więc otworzyła kopertę i zaczęła wrzeszczeć. Potem się rozpłakała, a na końcu wybuchła śmiechem. Rodzina wysłała mi przeuroczą wiadomość. Otóż ich zdaniem byłem im winien sporo kasy. Jeśli dobrze pamiętam: 27 tysięcy złotych. Na tyle wycenili to, co dla mnie zrobili. Karmili, wychowali, ubrali. Słowem, moje dzieciństwo. 27 kafli. Nie dziwię się samemu sobie, że potrafiłem nie odzywać się do nich 8 lat. Na szczęście już się pogodziliśmy. Dzięki mojej żonie nasza czwórka uświadomiła sobie, że Kałużni to coś więcej niż pierd. pieniądze. Byłem bogaty, byłem biedny - to stany przejściowe. A rodzinę ma się na zawsze. Pewnie zrozumieliśmy to wszystko późno. Najważniejsze, że nie za późno" - pisze Kałużny, który z różnych powodów (lekkomyślne podejście do życia, kosztowny rozwód) stracił całą zarobioną w trakcie kariery fortunę i dziś pracuje na budowie, zatrudniony w firmie deweloperskiej szwagra.

Najnowsze