Legia się śmieje, Lech rozpacza. 'Skandalistyczne' obrazki po hicie Ekstraklasy!

2016-10-23 11:43

Wygrywać, ale też przegrywać, trzeba umieć. Po sobotnim hicie Ekstraklasy jedno jest pewne. Ani Legia nie umie triumfować z klasą nad odwiecznym rywalem, ani Lech ze stolicy wracać na tarczy. W Warszawie mieliśmy bowiem zobaczyć to, co Ekstraklasa oferuje najlepszego. I jeśli faktycznie tak było, to cała nasza liga jest jak wiocha. Trochę smrodu, słoma z butów, a wszystko to podszyte tanim dowcipem. Obowiązkowo puentowanym modnym w tym roku rozmiarem 7/8. Stanu uzębienia.

Lechici mieli prawo narzekać. Najpierw zagotowały się bowiem głowy rywali przy rzucie karnym. Arkadiusz Malarz oszalał i nieomal znokautował Dawida Kownackiego. Ten drugi zawinił, bo po wyrównaniu chciał strzelać w Warszawie dalej. - Jaka bójka? Nic nie pamiętam. Ale starsi ludzie tak mają. To znaczy mają krótką pamięć - stwierdził żartobliwie po meczu sam golkiper Legionistów. Miał przy tym szczęście. Za swoje zachowanie dostał tylko "żółtko". Jasmin Burić, rezerwowy poznaniaków, za ratunek kolegi z drużyny obejrzał kartonik czerwony. - To był błąd sędziego - potwierdzali później gracze Kolejorza.

Nie ostatni w sobotę. Chwilę później Hamalainen znalazł się na metrowym ofsajdzie, a jedynym, który tego nie dostrzegł, był sędzia liniowy. Jemu akurat trafienie piłkarza Legii - jeśli chodzi o przepisy - pasowało. - Teraz płacze i przeprasza, ale co z tego? - pytał później dziennikarzy Maciej Makuszewski, odnosząc się do absurdalnego zachowania pana z chorągiewką.

On akurat zawinił tylko na boisku. Do gorszących scen doszło chwilę później. W Warszawie niektórzy poszli po bandzie. Aleksandar Vuković - który chyba zapomniał, że piłkarzem był dawno temu, a dzisiaj już tylko jest trenerem - poleciał w stronę sektora fanów Lecha. Efektownym ślizgiem na kolanach chciał chyba gości sprowokować. Jego szczęście, miano stadionowych troglodytów wciąż dzierżą samotnie fani Legii za swoje wyczyny w europejskich pucharach. Inaczej mogło dojść do mordobicia.

Było tego mało, swój granacik dorzucił też Seweryn Dmowski, w Legii dyrektor. - "Jestesmy waszą Stolicą" - wypalił na Twitterze, za co zebrał sporą porcję krytyki. Sponsorów klub w ten sposób zbyt wielu raczej nie znajdzie. Chyba, że komuś wyjątkowo będzie zależało, by jego produkty kojarzyły się z nazwą najbardziej znienawidzonego klubu piłkarskiego w Polsce. No bo właśnie na to miano obecnie pracują pracownicy Legii.

Futbolowy wieczór spuentował natomiast najlepiej Zbigniew Boniek. Uznając, że niektórym coś się chyba pomyliło:

Najnowsze