Łukasz Załuska: Chciałbym popływać z REKINAMI

2017-02-01 3:00

Łukasza Załuskę (35 l.) od lat pasjonują rekiny. Dlatego bramkarz nie mógł lepiej trafić, bo najzagorzalszych kibiców Wisły Kraków nazywa się Sharks, czyli… rekinami.

„Super Express”: - Skąd fascynacja tymi drapieżnikami?

Łukasz Załuska: - Odkąd pamiętam, zawsze mnie pasjonowały takie zwierzęta. Inni lubią psy i koty, a ja rekiny i krokodyle, zaraziłem tą pasją syna. Prędzej czy później popływam z nimi w klatce albo pojadę w miejsce, gdzie są największe rekiny na świecie. Nawet mam tatuaż rekina na nodze.

- Żony nie przeraża twoje hobby?

- Przyzwyczaiła się, bo nie lubi nudziarzy.

- W Wiśle było ostatnio wiele zawirowań. Nie żałowałeś, że trafiłeś do tego klubu?

- Już od pewnego czasu nosiliśmy się z zamiarem powrotu do kraju. Syn ma 10 lat, chcieliśmy, żeby uczył się i dorastał w Polsce. Kwestie finansowe nie były najważniejsze. Wisła to wciąż jeden z największych polskich klubów, a ja byłem głodny gry. Po ośmiu latach w Szkocji, sześciu w Celticu oraz roku w niemieckim Darmstadt doszedłem do wniosku, że to właściwy czas na powrót. Skonsultowałem się z Pawłem Brożkiem i nie żałuję.

- Wyjechałeś ze Szkocji niedługo po tym, jak cię napadnięto. Glasgow przestało być bezpieczne dla Polaków?

- To był jednorazowy incydent, znalazłem się o złej porze w złym miejscu. Choć statystycznie Glasgow jest jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w Europie, to ja wspominam to miasto z wielkim sentymentem.

- W Celticu byłeś głównie rezerwowym. Może zbyt długo?

- Nie miałem porywających ofert z innych klubów. Dostałem propozycję przedłużenia kontraktu o kolejne trzy lata, graliśmy co roku w Lidze Mistrzów, więc nad czym się miałem zastanawiać?

- Dobre samopoczucie to efekt diety, którą stosujesz?

- Do Celticu wraz z trenerem z Norwegii przyszedł dietetyk. Jako jeden z nielicznych w drużynie zacząłem stosować jego dietę. Nie jem węglowodanów, pieczywa i cukrów. W zamian za to dużo warzyw, owoców, mięsa, ryb. W tej diecie można warzywa jeść do woli i jeśli je mieszać, to wyłącznie z mięsem. Na początku było ciężko. A najgorzej u siostry, której narzeczony jest Włochem i tam na stole zawsze królują makarony. Ale kiedy zobaczyłem, że drastycznie spadła mi tkanka tłuszczowa i nie mam poważniejszych kontuzji, to uznałem, że było warto.

- Zaskoczyło cię, że przez pół roku kiedy jesteś w Wiśle, klub ma już trzeciego właściciela?

- I trzeciego trenera. Celtic w całej swojej historii miał 19 trenerów, ale takie są polskie realia, że niewielu mamy szkoleniowców, którzy w jednym klubie utrzymują się kilka sezonów. Ja nie wnikam i nie pytam. Nauczyłem się na Zachodzie, że kiedy trener każe się rzucić w błoto i czołgać, to zamiast dyskutować, staram się to wykonać jak najszybciej.

- Kto był najlepszym bramkarzem ligi jesienią?

- Pierwszy raz od dłuższego czasu nie było zdecydowanego lidera. Podobał mi się Kuciak, kiedy grał w Legii. On prezentował najwyższy poziom, teraz nie ma nikogo kto by przewyższał pozostałych o klasę.

- Którą pozycję w tym rankingu rezerwujesz dla siebie?

- Na koniec sezonu chciałbym być na szczycie i żeby Wisła była w lidze takim… rekinem (śmiech). Potencjał ku temu mamy.

Najnowsze