Mateusz Szwoch: Legia uratowała mi życie [TYLKO W SUPER EXPRESSIE]

2015-11-18 3:00

Ostatnie pół roku było dla Mateusza Szwocha (22 l.) koszmarem. Wykryto u niego arytmię serca, poddano zabiegowi ablacji. Nie mógł trenować ani grać w Legii. - 13 sierpnia i 12 listopada to najważniejsze daty w moim życiu. W wakacje pozwolono mi trenować z drużyną, a w czwartek usłyszałem, że nie ma przeciwwskazań, żebym wrócił do gry. Jestem zdrowy! - cieszy się legionista.

"Super Express": - Bałeś się, że możesz nie dostać od lekarzy pozwolenia na grę?

Mateusz Szwoch: - Strach był przed 13 sierpnia, kiedy słyszałem, że jest dobrze, ale nie na tyle, żebym mógł trenować. Bałem się też, gdy badania przechodzili rodzice. Gdyby okazało się, że arytmia to wada wrodzona, mógłbym zapomnieć o piłce. Najgorzej było po rezonansie w marcu. Wyszedł tak źle, że pani doktor powiedziała, że nadaję się do leczenia szpitalnego, a nie do sportu.

- Po takiej diagnozie można się rozpłakać.

- Były i łzy. Ale miałem przy sobie bliskich - dziewczynę, rodziców, menedżera. Oni podtrzymali mnie na duchu. Oczywiście musiałem zakładać najgorsze, dlatego przygotowałem sobie plan B, C i D. Założyłem, że jeśli nie zagram w Legii, to pójdę na AWF, zacznę pracować z młodzieżą.

Mateusz Szwoch przestał trenować z Legią

- Skąd w ogóle ta arytmia?

- Wyszła na jaw w lutym podczas badań całej drużyny. Prawdopodobnie przez niezaleczone przeziębienie nabawiłem się zapalenia mięśnia sercowego i to doprowadziło do arytmii. Zdecydowano, że pomóc może ablacja. Przez tętnicę udową do mięśnia sercowego wprowadzono mi rozgrzaną do 60 stopni elektrodę. Miała wypalić w sercu miejsca odpowiedzialne za powstawanie arytmii. Kiedy po raz pierwszy założono mi holtera miałem 20 tysięcy zaburzeń serca na dobę. Ostatnio na takim samym badaniu wyszło 15 zaburzeń. Jestem już zdrowy!

- Twój powrót do zdrowia zbiegł się ze zmianą trenera w Legii. Wytrzymujesz treningi u Stanisława Czerczesowa?

- Trener wiedział o moich problemach od klubowego doktora. Powiedział, że jeśli nie będę wytrzymywał obciążeń, mam go o tym poinformować. Ale daję radę, więc traktuje mnie jak każdego innego zawodnika, choć zajęcia w piątek i w sobotę były najcięższymi w moim życiu. Ale cieszę się, że mogę ćwiczyć z chłopakami.

- Zastanawiasz się, po co ci była ta Legia? Grając w Arce Gdynia, zostałeś najlepszym pomocnikiem I ligi, a tu same problemy.

- Rzeczywiście, początek wyglądał fatalnie. Przyszedłem ze złamaną kostką, potem arytmia. Ale mam jeszcze 2,5 roku kontraktu, postaram się podziękować wszystkim pracownikom klubu za wsparcie. Gdyby nie Legia, być może nie wykryto by arytmii, czego konsekwencje mogły być straszne. Ze śmiercią włącznie. W klubie wszyscy wierzyli, że wrócę. Będę o tym pamiętał do końca życia.

Najnowsze