Vanja Marković jak wańka wstańka [ZDJĘCIA]

2016-12-01 3:00

Pomocnik Korony Vanja Marković (22 l.) powoli nadrabia stracony czas. Wszystko przez kontuzję, która zabrała mu rok z piłkarskiego życia. Został bohaterem meczu z Pogonią, w którym zdobył dwie, premierowe bramki w Ekstraklasie.

Tym występem Serb zwrócił na siebie uwagę. Zachwycił nie tylko grą, ale i cudownym golem w drugiej połowie, gdy zaskoczył bramkarza "Portowców" strzałem z powietrza i to z lewej nogi. - Po tym trafieniu złapałem się za głowę, bo coś takiego nie dzieje się codziennie - opowiada Marković. - Nie pamiętam, abym takiego gola strzelił na treningu. Koledzy pytali: Wańka, jak to zrobiłeś? Wiedzą, że moje uderzenie z lewej nogi nie jest wybitne. Ludzie, którzy mnie znają docenią to i powiedzą: WOW, ale gol! Gdy zobaczyłem piłkę to pomyślałem, że jak już jestem sam poza polem karnym to trzeba uderzyć, żeby czasem rywal nie przeprowadził kontry. Wyszło idealnie. Niesamowite uczucie.

Ostatnio w odwiedziny do gracza Korony przyjechało dwóch braci. - Przynieśli mi szczęście - podkreśla defensywny pomocnik. - Dobrze, że strzeliłem dwa gole, bo jak bym trafił tylko raz to nie wiedziałbym, któremu z nich ją zadedykować. Ale bracia i tak w żartach przekomarzali się, który gol jest dla kogo. Ivan stwierdził, że strzeliłem, jak Zinedine Zidane w finale Ligi Mistrzów 2002, gdy Real pokonał Bayer.

Po meczu spotkała go niespodzianka. Musiał odpowiadać na pytania ciekawskiego reportera. Był nim brat Ivan, zadający pytania po polsku. - To był bardzo oryginalny pomysł ze strony Korony - uśmiecha się Marković. - Ivan dobrze wypadł jako dziennikarz. Wziął mikrofon i przeprowadził ze mną wywiad. Na dużym luzie. Jesteśmy odważni, nie mamy lęków przed kamerą. Dobrze się przed nią czujemy. Wyszło pozytywnie. Brat nie zapomniał polskiego, mimo że był tu tylko rok. Obaj mamy smykałkę do języków obcych, ale Ivan jest zdolniejszy pod tym względem i po polsku mówi lepiej ode mnie. Jeszcze znam angielski i hiszpański. Wszystkich nauczyłem się oglądając seriale.

W listopadzie 2014 roku Marković podczas treningu zerwał więzadła krzyżowe w kolanie i uszkodził łękotkę. - Nikomu nie życzę, tego co przeżywałem, koszmar - wspomina. - Nie mogłem chodzić, truchtać, a kopaniu piłki nie było mowy. Przeszedłem dwie operacje. Po raz pierwszy zagrałem w rezerwach po dziewięciu miesiącach. W Ekstraklasie nie było mnie przez rok. Nie załamałem się, bo motywacją był dla mnie Ivan, który wcześniej miał to samo. Tyle że w lewym kolanie. Teraz z podziwem patrzę, jak w ekspresowym tempie do zdrowia wraca Milik.

Do Polski bliźniacy Marković przyjechali w 2013 roku. Sprowadził ich agent Miroslav Milinković, Serb mieszkający w Warszawie, który w przeszłości stał za transferami m.in. Radovicia do Legii, czy Mijajlovicia i Jovanovicia do Korony. - Zaczynaliśmy w Crvenej Zveździe - mówi. - Gdy byliśmy dzieciakami to mieliśmy okazję z bratem podczas derbów Belgradu wyprowadzać obie drużyny! Ja wychodziłem z Crveną, której kibicuję, a Ivan z Partizanem. Niesamowita frajda i niezapomniane wspomnienia. W juniorach Partizana w roczniku 1994 graliśmy m.in. z Aleksandarem Mitroviciem, Lazarem Markoviciem czy Nikolą Ninkoviciem. Teraz grają odpowiednio w Anglii, Portugalii i Włoszech.

Teraz Marković stara się o polski paszport. - Złożyłem dokumenty potrzebne do uzyskania polskiego obywatelstwa - wyjawia. - W Ekstraklasie przepisy mówią, że w podstawowym składzie może grać tylko dwóch piłkarzy spoza Unii Europejskiej. Polska to moja druga ojczyzna, wszystko co najlepsze mnie tu spotkało. Coraz częściej łapie się na tym, że zaczynać myśleć po polsku. Poza tym przez to, że Serbia nie jest w Unii straciliśmy przed laty z bratem możliwość gry w Venlo. Mimo że byliśmy tam rok. Była też kiedyś możliwość wyjazdu do Bordeaux, ale skończyło się, jak w Holandii.

Korona po zmianie trenera opanowała kryzys. Teraz może pochwalić się serią trzech wygranych z rzędu. - Początek sezonu mieliśmy dobry, potem było bardzo źle - wspomina. - Przydarzyła nam się seria sześciu porażek z rzędu, ale znów jest super. Ostatnie trzy triumfy dobrze rokują na przyszłość. Ważne, aby ten zwycięski szlak podtrzymać do końca roku, a wiosną walczyć o awans do grupy mistrzowskiej - kończy Marković.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze