"SE": - Kilka tygodni temu mówił pan, że chyba przedłuży pan kontrakt z FC Koeln i nie myśli pan o zmianie klubu...
Sławomir Peszko: - Takie były wówczas moje odczucia. Wcześniej, jakieś 6 tygodni temu, miałem konkretną propozycję z Mainz, ale powiedziano mi, żebym został w Kolonii. Myślałem, że to wszystko pójdzie w innym kierunku, bo w sparingach trener Stoeger dawał mi szansę. W lidze już nie dał.
- Ma pan żal do trenera?
- Byłem rozczarowany, że nie gram i gnębiło mnie to bardzo. Zachowałem się jednak profesjonalnie, nie skarżyłem się. Drużyna FC Koeln gra dobrze, jest na 4. miejscu w Bundeslidze. Nie widziałem szans na grę.
- Mówił pan, że czuł się jak wulkan, gdy trener FC Koeln nie dawał panu szansy wyjścia na boisko. Ten wulkan eksploduje w piątkowy wieczór?
- Jeśli dostanę szansę, to postaram się. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie będę grał na granicy ryzyka, żeby nie osłabić zespołu, a kilka takich sytuacji w karierze miałem. Brakuje mi meczów o stawkę, ale jestem gotowy do gry. Jest spora konkurencja na skrzydłach. Nawet jeśli wyjdę na ostatnie minuty, też będę zadowolony.
- Czemu wybrał pan Lechię, a nie Lecha?
- Propozycja Lecha była mało konkretna. Lechia bardzo mnie chciała, a jej szefowie przyjechali do Kolonii, żeby spotkać się ze mną i moim menedżerem.