Grzegorz Krychowiak jak Messi? Ojciec nie chce tatuaży!

2015-05-26 16:14

Edward Krychowiak (58 l.), tata Grzegorza (25 l.), z przejęciem opowiada o wychowaniu syna. W ich domu w Mrzeżynie wprowadził surowe zasady, co teraz procentuje w dorosłym życiu gwiazdy Sevilli i jego dwóch braci. Jedną z takich zasad był zakaz... tatuowania się.

Jak ty będziesz w telewizji wyglądał?

- Grzesiek powiedział kiedyś, że chce sobie "dziarkę" zrobić - wspomina Krychowiak senior. - "Chłopie, chcesz mnie zabić?" - wkurzyłem się. "Kiedyś będziesz sławnym piłkarzem, wywiadów w telewizji będziesz udzielał. Będziesz wyglądał jak więzień?". Co ja się nawalczyłem z tymi tatuażami. Messi jest wspaniałym piłkarzem, a ręka cała wytatuowana. No jak to wygląda?! Kiedyś z Ludo Obraniakiem rozmawiałem, fajny chłop, ale cały w tatuażach. Wziąłem Grześka i mówię: "Weź mu powiedz, niech się może na biało przemaluje". Co ja poradzę, że nie trawię alkoholu, papierosów, narkotyków i tych tatuaży? Zanim Krychowiak wyjechał z Polski do francuskiego Bordeaux, jeździł na przeróżne zgrupowania i konsultacje kadry. Jeden z takich wyjazdów przysporzył Edwardowi Krychowiakowi dużo nerwów.

Wychowali Grzegorza Krychowiaka na twardego chłopa! [REPORTAŻ SUPER EXPRESSU]

Dziekan zostawił go na dworcu w górach

- Za to, co Dariusz Dziekanowski nam zrobił, chciałem go udusić. Otóż pewnego razu Grzesiek grał w Krakowie mecz w reprezentacji województwa zachodniopomorskiego. Potem w Bielsku miała go przejąć reprezentacja Polski, z którą miał pojechać na kolejny mecz. Pierwsza drużyna zostawiła go na dworcu w Bielsku o godz. 22. Przyjechał Dziekanowski, dowiedział się, że Grzesiek jest kontuzjowany, więc go tam zostawił! Kiedy syn mi o tym powiedział, aż mnie zmroziło. Nastolatek sam na dworcu w Bielsku w środku nocy, a ojciec nad morzem w Mrzeżynie - łapie się za głowę. Decyzja o wyjeździe do Francji była zdaniem Edwarda Krychowiaka najważniejszą i najtrudniejszą w przygodzie z piłką Grzegorza.

Wysłałem syna na koniec świata

- Nie miałem obaw przed jego wyjazdem do Francji. Pamiętam to jak dziś. Około godz. 14 dostaliśmy telefon od Andrzeja Szarmacha, który powiedział, że jest zainteresowanie Grzegorzem, że Bordeaux chce go u siebie. "Skończy gimnazjum i za trzy lata tam pójdzie" - odpowiedziałem. Ale Szarmach stwierdził, że to ma być za dwa tygodnie! Najpierw odparłem, że chyba oszalał, ale za dwie godziny zadzwoniłem i mówię: "Jedziemy!". Ludzie w okolicy nie przyjęli tego dobrze. "Pana powinni do więzienia wsadzić! Wysłał pan dziecko na koniec świata" - grzmiała szkolna pani pedagog. Ale to był dobry wybór. Francja otworzyła nam oczy, że to jest poważna piłka. Jeśli miałby grać tam w drugiej lidze, to szkoda czasu. Musiał zakasać rękawy i walczyć o Ligue 1. On to zrozumiał, walczył krok po kroku - podkreśla pan Edward.

Chciałem, żeby był jak Adam Małysz

Krychowiak wyjechał do Francji, mając 15 lat. Nigdy jednak nie pokazał ojcu, że tęskni za domem.

-Ani razu nie zadzwonił z Francji z płaczem i narzekaniem, że nie daje rady. Nie odważyłby się. Grześka wychowała Francja, on nie ma polskiej mentalności. Tam jak szedł do szkoły i były cztery lekcje, to cztery, a nie trzy i pół. Ciężko byłoby mu teraz żyć w Polsce. Kiedyś w rozmowie go pytam, czemu nic nie mówi. "Tato, bo cię słucham". Ale jego francuski akcent mnie denerwował. Kiedy usłyszałem w telewizji jak mówi, wkurzyłem się. "Synu, ty mi wstydu nie przynoś!" - krzyknąłem. Kupiłem mu pięć książek po polsku, bo to siara tak mówić. Teraz już stara się wypowiadać słowa wolniej i jest dużo lepiej. Albo mi się wydaje, albo wciąż mnie słucha - śmieje się pan Edward, który na każdym kroku powtarza, że jako pierwszy w syna uwierzył trener Michał Globisz. A za wzór stawiał mu... Adama Małysza.

- Nasz wzór to skromność Małysza i ciężka praca ojca. To musiało zafunkcjonować. Wpajaliśmy mu, że ma być skromny, nikogo nie obrażać, o każdym pozytywnie się wypowiadać. On nie jest człowiekiem typu "koza, która wejdzie na pochyłe drzewo". Ma swój charakterek, ale jest bardzo oddany rodzinie. Proszę uwierzyć, że on codziennie do mnie dzwoni. Wystarczą dwa słowa i się rozumiemy - podkreśla Edward Krychowiak.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze