Grzegorz Krychowiak: Maluch z Mrzeżyna jest dziś sercem Sevilli [ZDJĘCIA TYLKO U NAS]

2015-05-21 12:04

Mrzeżyno. Mała, licząca 950 mieszkańców nadmorska wieś w województwie zachodniopomorskim. Tutaj wychował się jeden z liderów Sevilli i reprezentacji Polski Grzegorz Krychowiak (25 l.). Kiedyś grał w piłkę na wiejskim boisku kilkaset metrów od domu, dziś szykuje się do finału Ligi Europy na Stadionie Narodowym.

Drzwi otwiera nam ojciec piłkarza, Edward Krychowiak (58 l.), emerytowany żołnierz Wojska Polskiego, dziś radny gminy Trzebiatów. Towarzyszy mu pies rasy beagle.

- Assis! - wydaje psu komendę, a ten błyskawicznie się uspokaja. - "Assis" to po francusku "siad". To Luna, pies Grześka, rozumie komendy tylko w tym języku. Za to ja jestem maniakiem ptactwa, jestem mistrzem Polski gołębiarzy! - mówi z dumą.

Po chwili wspólnie z ojcem piłkarza oglądamy miejsce, w którym wychował się gwiazdor Sevilli.

- Grzesiek pierwszy raz piłkę kopnął, mając cztery lata. Tutaj, na tym podwórku. Na początku nie traktowaliśmy tego wszystkiego na serio, dopiero później to kopanie piłki stało się bardziej poważnie. Zająłem się rozwojem syna, odsunąłem też od tego "związki zawodowe", czyli żonę, która nie była przekonana do takiej drogi życiowej syna. Zresztą do tej pory ogląda mecze przez dziurkę od klucza. Boi się - opowiada pan Edward.

Jerome Boateng odgryzł się Robertowi Lewandowskiemu za starcie sprzed dwóch lat? [WIDEO]

Mały Grzesio z piłką pod pachą chodził wszędzie. W pewnym momencie rodziców zaczęło to nawet niepokoić.

- Grzesiek stawał się piłkarskim fanatykiem. Wieczorem zakładał piłkarski strój, na to piżamę i szedł spać. A na dwie godziny przed wyjazdem na ważne mecze stawał pod sklepem, gdzie była zbiórka, spuszczał głowę i czekał. Robił wszystko, by się nie spóźnić. Stwierdziliśmy, że może trzeba iść do psychologa i sprawdzić, czy wszystko z chłopakiem w porządku! Trochę to na szczęście wyhamowaliśmy - podkreśla.

Krychowiak w dzieciństwie miał smykałkę nie tylko do piłki nożnej.

- Był najlepszym sportowcem województwa zachodniopomorskiego w wieloboju, ale - co ciekawe - w szkole był drugi. Całą noc płakał, że dziewczyna z nim wygrała, a przecież on jest najlepszy w województwie. Musiałem mu to krok po kroku tłumaczyć. W każdym turnieju piłkarskim był najlepszy. Kiedyś pojechaliśmy do Kołobrzegu, 15 drużyn. Patrzę, a po zawodach Grzesiek idzie z rowerem, nagrodą za tytuł najlepszego piłkarza turnieju! Wtedy strzelił zwycięskiego gola w finale na 30 sekund przed końcem meczu. Był dużo silniejszy od rówieśników. Jako jedyny rzut rożny kopał na raz, pozostali nie byli w stanie dokopać piłki do pola karnego - wspomina.

Zdaniem Krychowiaka seniora Grzegorz nigdy nie miał problemów z aklimatyzacją w nowych miejscach, co ułatwiało mu przebicie się do składu.

- Pamiętam, jak miał zacząć grać w Kołobrzegu. Nie było możliwości kupić mu wysokiej klasy sprzętu, więc grał tam w swoich korkotrampkach. A tamci chłopcy bogaci, w markowych butach. Pojechałem tam z żoną. Kiedy zobaczyła, jak oni są ubrani, to płakała przez dwie godziny! Na dodatek grupa kołobrzeska trzymała się razem, a on stał pięć metrów dalej ze spuszczoną głową. Ale już po dwóch tygodniach Grzesiek miał miejsce w składzie - zaznacza pan Edward i dodaje, że już jako dziecko syn miał zdolności przywódcze.

- Lubił się wyróżniać, zawsze chciał być pierwszoplanową postacią. Drużyna go szanowała. Chłopcy lody mu kupowali, żeby być w składzie. Zawsze zależało mu na tym, żebym oglądał jego mecze na trybunach. Dostawał wtedy jakiegoś turbodoładowania! Trenerzy to zauważyli, potem mi mówili: "Panie, jutro mamy ważny mecz, przyjeżdżaj pan!". No to przyjeżdżałem, a Grzesiek szalał na boisku. Biegał, wyprowadzał piłkę, strzelał gole. Miał wtedy jakieś 4-6 lat. Kto by się spodziewał, że 20 lat później zagra w finale Ligi Europy... - ze wzruszeniem opowiada Edward Krychowiak.

Najnowsze