Przed sobotnim klasykiem doszło ponoć do nietypowej sytuacji. Cristiano Ronaldo, Sergio Ramos i Marcelo poszli do trenera na pogawędkę. Z nietypową prośbą. Postanowili... zmienić taktykę zespołu. Plan Beniteza, miesiące przygotowań, nauki, szlifowania organizacji - wszystko poszło w łeb. Gwiazdy "Królewskich" uznały, że Barcelonę mogą po prostu zmieść z powierzchni ziemi. I wobec tego Hiszpan nie powinien się wygłupiać, tylko pozwolić gospodarzom sobotniego El Clasico zaszturmować rywala.
Real Madryt - FC Barcelona: Transmisja w TV i ONLINE STREAM w Internecie
To bodaj najbutalniejsza w tym sezonie forma protestu w wykonaniu graczy z Madrytu. Ale nie jedyna. Benitez właściwie od pierwszego dnia na Santiago Bernabeu traktowany jest jak szaleniec. Ewentualnie marionetka. CR7 już w trakcie letnich przygotowań sprawiał wrażenie sfrustrowanego. Zespół celował w poprzeczkę z połowy boiska, a Portugalczyk krzyczał, że w futbolu kopać należy do bramki. Gdy przyszło bronić całym zespołem, trzykrotny zdobywca Złotej Piłki stał się wysuniętym napastnikiem. Co by przypadkiem nie zostać zmuszonym do biegania. Co gorsza, biegać przestał nawet w ofensywie i dzisiaj trudno go już nazwać największą gwiazdą Santiago Bernabeu. Prędzej ciężarem, którego na szczęście kupić chce Paris Saint-Germain.
Zwolnienie to jednak coś nowego. Florentino Perez latem chciał wprowadzić nową jakość. Wyrzucił Carlo Ancelottiego, bo Włoch o obronie nie miał pojęcia. U niego piłkarze grali jak chcieli. Bawili się na murawie i ostatecznie wiosną zapłacili za beztroski futbol najwyższą cenę. Przegrali na wszystkich frontach. Benitez miał to zmienić. I zrobił to. Po kilku miesiącach Real dysponuje jedną z najsilniejszych linii obrony na Starym Kontynencie.
Florentino Perez - facet, który na błędach się nie uczy
Niestety, najwyraźniej Perez znowu się rozmyślił. Co zresztą akurat do niego pasuje wręcz idealnie. Podczas pierwszej kadencji na fotelu prezydenta "Królewskich" zdarzyło mu się w jednym sezonie zatrudnić trzech szkoleniowców. Pierwszy, Jose Antonio Camacho, robił to co Benitez. Próbował zespół ustabilizować. Odszedł, bo piłkarze weszli mu na głowę, a zespół prezentował koszmarny styl (wytrzymał dla siebie rekordowo długo. 115 dni. W 1998 roku epizod na Bernabeu trwał 22 dni). Drugi, Mariano Garcia Remon od początku modlił się tylko, by znaleziono mu następcę. Sezon dokończył więc trzeci, Vanderlei Luxemburgo, którego jednak zwolniono jeszcze przed kolejnym Sylwestrem.
Teraz sytuacja się zdaje się powtarzać. Następcą Beniteza ma zostać ponoć Zinedine Zidane.