Kamil Glik: Lepsi ode mnie strzelali SAMOBÓJE! [ZDJĘCIA]

2016-10-10 9:43

Radziłem sobie z gorszymi rzeczami niż bramki samobójcze. Nie pierwsza w moim życiu i podejrzewam, że nie ostatnia. Takie sytuacje się zdarzają. Dla mnie to nie jest problem - tłumaczy stoper reprezentacji Polski Kamil Glik (28 l.), który w wygranym 3:2 meczu z Danią w eliminacjach MŚ 2018 zaliczył wpadkę, posyłając piłkę do własnej bramki.

Do niefortunnego zdarzenia z udziałem naszego obrońcy doszło na początku drugiej połowy. W 49. min Glik pokonał bramkarza Łukasza Fabiańskiego uderzeniem głową.

- Chyba nie ma obrońcy na świecie, któremu nigdy nie przytrafiło się strzelić bramki samobójczej - mówi gracz AS Monaco. - Takie sytuacje się zdarzają. Nie takim zawodnikom jak Glik to się przytrafiało. Strzelają zawodnicy, którzy grają na jeszcze wyższym poziomie i to w ważniejszych meczach. Jestem osobą o mocnym charakterze. Zdarzały mi się gorsze mecze, gorsze momenty w życiu czy to piłkarskim, czy osobistym i zawsze sobie dawałem z nimi radę. Nie muszę się tłumaczyć, bo wydaje mi się, że jestem na tyle inteligentną osobą, że wiem, kiedy gram dobre mecze, a kiedy trochę gorsze. To są sekundy, zostałem nastrzelony. To była nieszczęśliwa sytuacja.

Przy okazji starcia z Danią wyszło, że Glik ma zerwane więzadła krzyżowe tylne.

- To kontuzja, z którą gram już od dłuższego czasu - przyznał nasz kadrowicz. - Słabszy występ nie jest żadnym alibi. Na dziś uraz nie jest dla mnie wielkim problemem. Wprawdzie odczuwam lekki dyskomfort, ale nie na tyle, żebym musiał się poddawać zabiegom.

Glik jest zadowolony, że mimo jego potknięcia Biało-Czerwoni pokonali Danię.

- To był ciężki mecz, bo Dania to drużyna, która aspiruje do pierwszego miejsca w grupie - ocenia. - To ważne zwycięstwo dla nas po wiadomym meczu w Kazachstanie. Takie na przetarcie, na przepchnięcie. To zwycięstwo było bardzo ważne. Trochę kamień nam wszystkim spadł z serca.

Obrońca Monaco docenia występ Roberta Lewandowskiego.

- Szacunek dla niego, jest napastnikiem wysokiej klasy - twierdzi. - W poprzednich meczach bywało, że inni zawodnicy ratowali nam skórę i wygrywali dla nas mecze. Dobrze, że mamy takiego zawodnika jak Robert. Zawsze powtarzałem i będę powtarzał, dopóki będę grał w piłkę, że wygrywamy i przegrywamy razem. Nie jest tak, że dziś Robert wygrał, a wszyscy inni byli do kitu.

Jutro Biało-Czerwoni zmierzą się z Armenią, która poległa u siebie 0:5 z Rumunią.

- Mecz dziwnie się ułożył, bo już na początku był rzut karny i czerwona kartka - zauważa. - Jeśli podejdziemy "soft" i na luzie, to może się okazać, że jest to droga przez mękę. Wszystko zależy od nas. Mam nadzieję, że we wtorek zrobimy kolejny ważny krok w kierunku mistrzostw świata - zapowiada obrońca naszej kadry.

Najnowsze