U Smudy nie ma miejsca dla pyskatych?

2011-03-05 2:10

Jednego dnia w dwóch telewizjach Franciszek Smuda powiedział najpierw, że „lubi zawodników krnąbrnych, z charakterem”, a potem, że „nie toleruje zawodników krnąbrnych”. Oba te stwierdzenia dodajemy do katalogu wypowiedzi selekcjonera, gdzie podobnie konsekwentnych sądów jest więcej.

Tym razem poszło o Patryka Małeckiego. Pyskaty „wiślak” podpadł Franzowi w maju ubiegłego roku. Kadra ćwiczyła przed meczem z Finlandią i w trakcie tego zgrupowania doszło do spięcia. Małecki chlapnął językiem coś niepotrzebnego, trener spojrzał krzywo, a potem go z lekka opieprzył, że się obija na treningu. Przekorny piłkarz nie szurnął nóżką i nie przeprosił, więc dostał w notesie krechę.

„Krechy” u Franza przydarzają się - być może przypadkiem - zawodnikom „z pokrętłem”, takim, którzy potrafią rozerwać obronę przeciwnika, ale poza boiskiem pyskatym nad miarę. Nie najwyższe notowania ma u niego Kamil Grosicki, dopiero na horyzoncie jest darowanie win Sławomirowi Peszce, trwa okres „niezauważania” dla Małeckiego.

Przeczytaj koniecznie: Smuda o Małeckim: Oczekuję od niego innego podejścia - GŁOSUJ

Tak jakby selekcjoner uparł się żeby nie robić konkurencji Kubie Błaszczykowskiemu, piłkarzowi grzecznemu, który zawsze wie jak się wobec trenera zachować. Jest to sytuacja komfortowa dla Smudy, ale nie jestem pewien czy dla kadry. Bo przypadkiem i Grosicki, i Małecki w oczach nam dojrzeli, obaj są w takim gazie, że miło popatrzeć.

I choć można sobie wyobrazić kadrę bez tych nie do końca wychowanych facetów, którzy ozorów za zębami utrzymać nie potrafią, to zastanawiam się, czy akurat kształtowanie ich manier jest najważniejszym zadaniem dla szefa piłkarskiej reprezentacji.

Najnowsze