Tadeusz Pawłowski: Marzę, żeby Piotrek poszedł ze mną na mecz

2016-10-14 4:00

Piłka jest dla mnie jak tlen. To w futbolu znajduję pocieszenie po tragediach, jakie spotkały moją rodzinę - mówi nam legenda Śląska Tadeusz Pawłowski (63 l.). Patrząc na pogodnego trenera, trudno uwierzyć, że w 2011 roku stracił jednego syna, zaś drugi dwa lata później z powodu tętniaka mózgu zapadł w dziesięciomiesięczną śpiączkę i do dziś walczy o to, by wstać z inwalidzkiego wózka.

Spokojna dzielnica Wrocławia. To tu Anna i Tadeusz Pawłowscy robią wszystko, aby ich syn Piotr (38 l.) stanął na nogi i zaczął mówić.

- Wybraliśmy to mieszkanie, bo ma podjazd dla wózka inwalidzkiego, windę i dużo miejsca, które mogliśmy zaadaptować na potrzeby syna - opowiada nam trener.

Reporterzy "Super Expressu" są pierwszymi dziennikarzami, których trener Pawłowski wpuścił do swojego domu. Kiedy go odwiedziliśmy, oglądał z synem powtórkę meczu Sporting - Legia.

- Piotr reaguje na głos, rozumie, co się do niego mówi po polsku, angielsku i niemiecku. Codziennie pracuje z logopedą, trzy razy w tygodniu z rehabilitantem, a przez całą dobę pomaga nam pielęgniarka, która z nami mieszka - opowiada nam Anna Pawłowska (kibicom lekkiej atletyki znana pod panieńskim nazwiskiem - Nowakowska, była mistrzynią i rekordzistką Polski w rzucie dyskiem).

Kilkanaście operacji

Piotr w swoim pokoju ma specjalne łóżko, drabinkę do pionizacji oraz profesjonalny rower. W suficie łazienki zamontowano dźwignię z silnikiem, na niej zawieszana jest siatka, w którą wsadza się chorego i transportuje do wanny. Centralne miejsce w tym pokoju zajmuje wielkie, oprawione w ramki zdjęcie Tirolu Innsbruck, mistrza Austrii z sezonu 1999/2000. W górnym rzędzie - młodziutki Piotr, a w dolnym - poźniejszy trener Legii Warszawa Stanisław Czerczesow, wtedy kolega z drużyny Pawłowskiego juniora.

- Piotrek grał w ataku tak jak ja. Był regularnie powoływany do młodzieżowych reprezentacji Austrii. Uznawano go za jednego z najzdolniejszych młodych graczy w tym kraju - wspomina pan Tadeusz.

Świetnie zapowiadającą się karierę przerwało zapalenie jelita grubego.

- Objawiało się długotrwałą biegunką, podczas której organizm był wypłukiwany z elektrolitów. Piotrek próbował jeszcze grać w piłkę, ale choroba uszkodziła zastawki serca. Dwa dni przed operacją zemdlał w toalecie. Nikt nie wie, jak długo dokładnie tam leżał, zanim go znaleziono. Okazało się, że ma tętniaka mózgu. Przeszedł kilkanaście operacji, przez 10 miesięcy był w śpiączce farmakologicznej. I my z mężem codziennie o 7 rano jechaliśmy 200 kilometrów z Bregenz do Innsbrucka, do szpitala, a do domu wracaliśmy po pierwszej w nocy - wspomina pani Anna.

Śmierć starszego syna

Ciężka choroba Piotra była kumulacją nieszczęść, jakie spadły na rodzinę Pawłowskich. W 2011 roku zmarł ich starszy syn - Paweł.

- Miał nowotwór oka. Nastąpiły przerzuty. Kiedy zrobiono mu biopsję, wątroba niczym piasek przelała się przez ręce lekarza. Odszedł, mając tylko 37 lat - mówi z bólem w głosie pan Tadeusz, najskuteczniejszy strzelec Śląska w historii.

Pawłowscy do dziś mają żal, że w lutym po zaledwie trzech meczach (remis i dwie porażki) Tadeusza zwolniono z Wisły Kraków.

- Mąż był Trenerem Roku 2014 w Polsce, a pod Wawelem nie zaufano mu, choć w pierwszych meczach nie mógł wystawić ośmiu kontuzjowanych zawodników - tłumaczy pani Anna, która ogląda wszystkie mecze drużyn prowadzonych przez męża.

- Tęsknię za piłką. Najbardziej chciałbym pracować we Wrocławiu, ale jestem otwarty na propozycje. Gdziekolwiek bym był, Anna usiądzie na trybunach. Wierzę, że razem z Piotrkiem - twierdzi trener Pawłowski.

Najnowsze