Zbigniew Bródka, złoty medal Polaka

i

Autor: archiwum se.pl

Zbigniew Bródka: To jakiś kosmos! Wciąż w to nie wierzę! WYWIAD

2014-02-17 8:30

Dalej nie wierzę - tak kilkanaście minut po wywalczeniu złota mówił spokojny, ale wciąż oszołomiony mistrz olimpijski w biegu na 1500 m. Panczenista Zbigniew Bródka (30 l.), prywatnie strażak z Łowicza, dosłownie zgasił konkurencję na dystansie uważanym za królewski.

- Pierwsza myśl po przekroczeniu linii mety?

Zbigniew Bródka: - Wierzyłem, że ten wynik starczy na podium. Po mnie jechały jeszcze trzy pary, zdawałem sobie sprawę, że wszystko się może zdarzyć, w końcu to igrzyska. Czas był rewelacyjny. Nie powiem, że mi się coś tu szczęśliwie udało, byłem bardzo dobrze przygotowany.

- A co pan sobie pomyślał po ostatnim biegu, kiedy Holender osiągnął identyczny czas?

- Trzeba było czekać w nadziei, że to ja jestem tym pierwszym, a nie on. Nie wiem, jaki to dystans te 0,003 sekundy, trzeba policzyć (41 milimetrów - red.), ale niesamowite jest, że o wszystkim decydowała taka mikroskopijna różnica.

- Bieg przebiegł pan tak, jak go pan sobie ułożył w głowie?

- Zadaniem numer jeden była wygrana z Amerykaninem Shanim Davisem, z którym jechałem. Wiedziałem, że on jest w stanie dowieźć mnie na podium. Losowanie rywala jest bardzo ważne w łyżwach szybkich. Jeżeli ktoś jest walecznym zawodnikiem i potrafi jechać w parze, korzystając w pewien sposób z pomocy przeciwnika, to może dużo osiągnąć. Przy minimalnych różnicach, na poziomie dziesiątych sekund i mniejszych, to jest bardzo ważne. Na prostych krzyżówkowych można wiele zyskać, tutaj tak było. Dojechałem do niego, chciałem jak najwięcej urwać, złapać oddech za nim. Mogę powiedzieć, że na pewno Shani pomógł mi w zdobyciu złota.

- To był idealny bieg?

- Myślę, że tak. Musiałem wykorzystać to, co dało mi losowanie. Minimum było podium olimpijskie. Wierzę, że było dobrze, a czy wierzę już, że jestem mistrzem olimpijskim? To dalej jakiś kosmos.

- Przed biegiem zmienił pan płozy na starsze, bo nowe nie działały idealnie.

- Po starcie na 1000 metrów (14. miejsce - red.) nie mogłem spać. Nie wiedziałem, co jest nie tak, wszystko robiłem wedle procedur, jak to się mówi u nas w straży. Tylko że coś nie jechało (prezes PZŁS podaje Bródce telefon). O przepraszam, pan prezydent dzwoni...

(Bródka rozmawia z prezydentem około trzech minut.)

- Co powiedział prezydent?

- Gratulował sukcesu, podkreślił, że przygotowania w tak trudnych warunkach zasługują na tym większe uznanie. Wie, że nie mamy hali i że wynik jest zależny głównie ode mnie, bo sobie wszystko poukładałem. Powtarzam przy okazji o zasłudze Państwowej Straży Pożarnej, która umożliwiła mi przygotowanie aż do złota olimpijskiego. Dziękuję wszystkim dowódcom, dzięki którym mogłem startować w ważnych zawodach, dziękuję kolegom strażakom z jednostki. Oni też dołożyli cegiełkę do tego medalu. Moja rodzina miała ciężko, urodziła mi się druga córka, a ja jeździłem na zgrupowania, pomogli rodzice. Wiedziałem, że w Soczi chcę powalczyć. Niektórzy nie wierzyli, inni nie sądzili, że mogę liczyć choćby na dziesiątkę.

Po zdobyciu Pucharu Świata wiedziałem już jednak, że jestem w stanie rywalizować z przeciwnikami przygotowującymi się w profesjonalnych grupach. Jeśli się chce, można osiągnąć najwyższe cele. To były determinacja i wyrzeczenia, ale nie życzyłbym nikomu przygotowywać się w takich warunkach jak ja.

- Co z tą halą, której wciąż nie ma?

- Ostatnio moja mama znalazła na strychu czasopismo z 1988 roku. Informacja dotyczyła faktu, że mamy w Polsce trzy otwarte tory lodowe, jednak świat ucieka do hali pod dach.

26 lat temu było to aktualne. Dzisiaj wciąż jest.

- A wracając do zmiany płóz?

- Szukałem rozwiązania i szczegółu, który można będzie wykorzystać na 1500 metrów. Doszedłem do wniosku, że nowe płozy są dobrze przygotowane, ale nie jadą tak, jakbym sobie wymarzył. Jest problem, żeby dostać dobre płozy i je dopracować. Zamienniki trudno znaleźć, trzy czy cztery razy zmieniałem na nowe i zawsze wracałem do starych, które ciągle okazywały się najlepsze. Stare płozy pielęgnuję bardzo. Jak nie znajdę lepszych, będę startował na tych tylko w zawodach mistrzowskich. Płozy się kończą, ostrzy się je, tracą trwałość, zmniejszają się, są doginane przed startem, robią się bardziej plastyczne. Ostrze też się ciągle zmienia.

- Jaka mogła być różnica wynikowa między starymi a nowymi płozami?

- Duża, bardzo duża. Mógłbym wylądować poza dziesiątką.

- Jak minął dzień przed startem?

- Mieszkamy we dwóch z Arturem Nogalem. Wcześniej było bardziej ciasno, zmieniliśmy to. Chociaż ogólnie mi to nie przeszkadzało, że mieszkałem w wiosce w trzyosobowym pokoju. To nie jest utrudnienie. W straży często jesteśmy w jednym pokoju w pięciu i jak zadzwoni dzwonek, trzeba jechać.

- Co pan powiedział Verweijowi, któremu wyrwał pan złoto?

- Na pewno nie był zadowolony, że tak stracił mistrzostwo. Powiedziałem mu tylko: "Przepraszam, ale to jest sport".

Najnowsze