Andrzej Fonfara: Rewanż z Chavezem nie ma sensu [ROZMOWA SE]

2015-05-11 11:46

Po znokautowaniu słynnego Meksykanina Julio Cesara Chaveza jr. został ulubieńcem kibiców boksu w Polsce. Andrzej Fonfara (28 l.), posiadacz pasa WBC International w wadze półciężkiej, relaksuje się po tym sukcesie w ojczyźnie. Znalazł też czas na odwiedzenie starych kątów i rozmowę z "Super Expressem"!

„Super Express”: - Jak wygląda u ciebie roztrenowanie po walce z Chavezem?

Andrzej Fonfara: - Można spokojnie wypić piwko w swoim towarzystwie, odpocząć. Nie myśleć o boksie, choć nie zawsze się da, chociażby podczas tego wywiadu (śmiech). Na razie nie myślę o treningach, ale kiedy wrócę do Chicago, zacznę mocno zasuwać. Przybyło mi parę kilo, ale formę w miarę trzymam. Nie ma tragedii.

Andrzej Fonfara trenował na Legii

- W ramach odpoczynku odwiedziłeś rodzinne strony – Białobrzegi.

- Rzadko jest okazja wrócić w rodzinne strony i przypomnieć sobie te czasy dzieciństwa. Bardzo fajne uczucie, czuję się super. Białobrzegi mnie ukształtowały, tutaj się wychowywałem i mieszkałem do 12 roku życia. W wieku 12 lat wyjechałem do Warszawy i tam chodziłem do szkoły. Potem oczywiście wyjazd do Chicago.

- To w Białobrzegach nauczyłeś się bić?

- Tak. Boks towarzyszył mi od najmłodszych lat. Nie tylko w ringu, ale również gdzieś pod szkołą, czy na boisku. Byłem zadziornym dzieciakiem, lubiłem się pobić, więc do takich walk dochodziło często. Pierwsza bójka to chyba już w przedszkolu.

- Jaki wynik?

- To chyba jasne (śmiech). Raczej nie przegrywałem.

- Przejdźmy to sportu. Twoje zwycięstwo z Chavezem to duża niespodzianka.

- Chavez mnie zaskoczył, bo był słabszy, niż się spodziewałem. Myślałem, że to będzie dużo szybszy zawodnik, przecież walczył w niższych kategoriach. W tej walce ważył ode mnie dużo więcej, przynajmniej tak mi się wydawało. To mnie jednak nie interesuje, bo liczy się moja wygrana.

- „Wow! Właśnie usłyszałem, że Chavez został zastopowany.” - napisał po tej walce słynny Lennox Lewis. Jesteś dumny, że wielki mistrz zauważył twój sukces?

- Fajnie, że zauważył tę walkę. Miło. Fachowcy tacy jak Lewis doceniają duże zwycięstwa, a moje było bardzo efektowne.

- To zwycięstwo otwiera ci wiele nowych, ciekawych furtek.

- Do ringu wrócę we wrześniu lub październiku w Stanach, wezmę na pewno udział w walce wieczoru. Nie znam jeszcze rywala, bo czekam na dokładny termin wyznaczony przez telewizję. Ta walka nie będzie jeszcze o mistrzostwo świata, ale kolejna miejmy nadzieję już tak. Mój pas (WBC International – red.) jest traktowany jako ten drugi z kolei. Jestem coraz bliżej walki o mistrzostwo. Chcę być czempionem, w grę wchodzi rewanż z Adonisem Stevensonem (mistrz WBC – red.).

- A rewanż z Chavezem?

- On coś o tym wspominał, ale to raczej niemożliwe. Chavez wraca teraz do kategorii niżej, ja na pewno zostaję w swojej. To nie ma sensu. Gdybym znokautował go w pierwszej czy drugiej rundzie, ktoś mógłby powiedzieć, że to był „lucky punch” (szczęśliwy cios – red.) i liczyć na rewanż. Ale rozbiłem go zdecydowanie po długiej walce, rewanż nie ma sensu.

- Eksperci twierdzą, że teoretycznie najłatwiejszym mistrzem do pokonania może być czempion federacji WBA, Niemiec Juergen Brehmer.

- Ja tak nie myślę. To bardzo doświadczony zawodnik, mocno bije z obu rąk. Oczywiście on wchodzi w grę, ale prawdopodobnie nie ruszy się poza Niemcy, a ja do Niemiec się nie wybieram, bo werdykty sędziowskie tam są różne. Zapraszam do Stanów, albo na stadion Legii.

KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail

Najnowsze