Wawrzyk, jak mało który pięściarz, ma smykałkę do interesów (prowadzi m.in. wynajem luksusowych aut). Jeden z nich to sprowadzanie odżywek z USA i ich sprzedaż. W jednej z nich mógł znaleźć się zakazany stanozolol.
- Niektórzy amerykańscy producenci wytwarzają nie tylko odżywki, ale też steroidy anaboliczne. Gdy te preparaty znajdują się na jednej linii produkcyjnej, to istnieje ryzyko zanieczyszczenia - potwierdza nam dyrektor biura Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie Michał Rynkowski, który dodaje, że wszystkie "problematyczne" odżywki, z którymi polska komisja miała do czynienia, pochodziły właśnie z... USA.
- Było już parę przypadków, że odżywki i witaminy zawierały stanozolol i nie można wykluczać, że substancja dostała się do organizmu zawodnika bez jego świadomości - podsumowuje.
Zapytaliśmy o zdanie kolegę Wawrzyka z grupy, Krzysztofa Włodarczyka (36 l.). - Niektórzy koledzy z sali boją się używać amerykańskich odżywek, bo mogą zawierać substancje, które są dozwolone za oceanem, a w Europie nie - mówi nam "Diablo".
Wawrzyk zarzeka się, że nie stosował stanozololu świadomie i zaczął walkę o dobre imię. Chce przebadać podejrzaną odżywkę, ale... to nie takie proste. - Zgodnie z przepisami antydopingowymi nasze laboratorium nie może przeprowadzać jakichkolwiek komercyjnych badań odżywek, chyba że w postępowaniu wyjaśniającym. Sprawa Wawrzyka jest zupełnie poza nami, zajmuje się nią VADA. Wawrzyk może przebadać preparat np. w Narodowym Instytucie Leków - podpowiada Rynkowski.
W 2010 roku w podobnej sytuacji znalazła się Joanna Skibińska, mistrzyni Polski w trójskoku. Zawodniczka, w ciele której również znaleziono stanozolol, na swój koszt przebadała podejrzaną odżywkę. Potwierdzono, że preparat był zanieczyszczony, a Skibińska zażyła go nieświadomie, jednak IAAF zdyskwalifikował Polkę na dwa lata. Decyzję ws. Wawrzyka podejmie federacja WBC, najostrzej zwalczająca doping w boksie zawodowym.