Artur Szpilka to jeden z najbardziej charyzmatycznych polskich pięściarzy. "Szpila" słynie z dosadnych wypowiedzi, a serca kibiców zdobył swoją nieustępliwością w ringu. Brawura doprowadziła go jednak do ciężkiego nokautu. Gdy w walce z Deontayem Wilderem Polak padł na deski, serca fanów nad Wisłą zadrżały mocniej. Wydawało się bowiem, że cios mógł wyrządzić Szpilce sporo krzywdy. W rozmowie z portalem interia.pl sam zainteresowany zaznaczył, że dzisiaj nie odczuwa już skutków starcia z mistrzem świata. - Nie mam żadnych objawów, że coś dzieje się z moją głową. Nieraz tylko łapię się na tym, że jak zbyt szybko wstanę, to zaczyna mi się kręcić w głowie. Ale to chyba każdy z nas tak ma - stwierdził.
27-latek w tym samym wywiadzie podkreślił także, że nie boi się kolejnych sportowych wyzwań. W jego opinii strach przed utratą zdrowia oznaczałby koniec zawodowej kariery. - Przecież, gdybym rzeczywiście miał myśleć, że coś złego może mi się stać w ringu, to byłby koniec. Z drugiej strony mam świadomość, że uprawiam sport, w którym piszą się najgorsze scenariusze. Jeśli miałbym umrzeć w młodym wieku, to chciałbym, żeby to wydarzyło się w ringu - stwierdził Artur Szpilka.