"Super Express": - Jesteś zadowolony z przygotowań w USA?
Maciej Sulęcki: - Jestem tu od ponad czterech tygodni, najpierw przez 10 dni biegałem po górach w El Paso, a później już typowo bokserskie treningi na Florydzie. Dużo rzeczy poprawiłem, miałem 5-6 sparingpartnerów, a jeden z nich potraktował mnie z... bańki. Szukają brudnych chwytów, bo sobie ze mną nie radzą (śmiech). Jestem mocny, czuję to.
- Jak współpracuje ci się z nowym trenerem Chico Rivasem?
- Bardzo dobrze się dogadujemy. Pracowaliśmy m.in. nad rozstawieniem nóg, obniżeniem pozycji i balansem ciała. Chico prosi, bym bawił się boksem, a to też moja filozofia. Chociaż po jednym z treningów myślałem, że padnę...
Mariusz Wach zmierzy się z Aleksandrem Powietkinem na gali w Rosji
- Co się stało?
- Na Florydzie jest wysoka, ponad 30-stopniowa temperatura. Panuje niesamowita wilgoć, jest duszno, a w sali treningowej mamy chyba z 50 stopni Celsjusza. Po jednym z treningów wszedłem z ciekawości na wagę i nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Schudłem... 5 kilogramów. Po jednym treningu!
- W jakich warunkach mieszkasz?
- Mieszkam u trenera Rivasa, gdzie mam dosłownie wszystko. Dbają o mnie, gotują i wszystko zapewniają. Dostałem swój pokój i jestem mu za to bardzo wdzięczny. Tęsknię jednak trochę za Polską, za rodziną i dziewczyną. Wszyscy będą oglądali moją walkę w telewizji.
- Jak podoba ci się Floryda?
- To zupełnie inny świat niż w Polsce, jednak dokucza ta duchota i wilgoć. Jest egzotycznie, po ulicach biegają jaszczurki, a na drzewach rosną przeróżne owoce, m.in. melony i awokado. Podczas jednego ze spacerów cudem uniknąłem śmierci, bo ledwo co zdążyłem przejść pod takim drzewem, a tuż za mną spadł ogromny owoc i to z dużej wysokości (śmiech).
- Jesteś zadowolony z honorarium za piątkową walkę?
- Na tym etapie kariery pieniądze nie są najważniejsze, ale nie ukrywam, że narzekać nie mogę. Dostanę więcej niż za walkę z Proksą na gali Polsat Boxing Night (Sulęcki zarobił wtedy ok. 30 tysięcy złotych - red.).