Robert Talarek: Bokser, który haruje pod ziemią i na ringu [ZDJĘCIA]

2015-04-17 10:54

Flesze aparatów, doping kibiców. Kiedy Robert Talarek (32 l.) wchodzi na ring, może się poczuć jak prawdziwy gwiazdor. Na co dzień jego życie jest czarne od węglowego pyłu, normalnie pracuje bowiem pod ziemią w Kopalni Węgla Kamiennego Bielszowice w Rudzie Śląskiej jako elektromonter.

- Tak już jest od czterech lat. Naprawiam i konserwuję urządzenia potrzebne do wydobycia węgla, sam też je transportuję. Zazwyczaj trzeba to robić ręcznie, więc czuję się trochę jak koń pociągowy - opowiada "Super Expressowi" Talarek.

Słabi odpadają

Wielu takich warunków nie wytrzymuje. - Zdarza się, że ktoś przychodzi, zjeżdża na dół i na drugi dzień już nie wraca. W kopalni, tak jak na ringu, słabi odpadają bardzo szybko - podkreśla bokser-górnik i prosi, żeby tego, co mówi, nie odbierać jako narzekanie.

- Pracowałem już w wielu miejscach. Przez pół roku zbierałem owoce w Niemczech, byłem monterem konstrukcji stalowych, pracownikiem magazynu. To były zazwyczaj znacznie lżejsze zajęcia, ale i tak wolę kopalnię. Mam tu blisko z domu, pieniądze są w miarę normalne. A że praca jest ekstremalna? To właśnie lubię w niej najbardziej! Trzeba tylko być bardzo ostrożnym. Kilometr pod ziemią o wypadek naprawdę nietrudno, w każdej chwili coś może spaść na głowę. Górnik musi mieć oczy dookoła niej - zaznacza Talarek.

Znany kickbokser z Ukrainy zamordowany. Wydał na siebie wyrok?

Drugi trening

Ale nawet jeśli człowiek się pilnuje, to i tak skutków ubocznych tej pracy nie uniknie. - Pojawiają się bóle stawów czy kręgosłupa, jestem wiecznie niewyspany. To wszystko oczywiście nie pomaga mi w boksie. Czasami nawet myślę, że długo tak nie pociągnę - nie kryje Talarek, ale od razu dostrzega drugą stronę medalu. - Ta ciężka praca w kopalni jednocześnie mi pomaga. Można przecież powiedzieć, że jest jak drugi trening. A jak ktoś trenuje dwa razy więcej niż inni, to wychodzi mu to na dobre - uśmiecha się.

Swoimi sportowymi sukcesami się nie chwali ani się nie wywyższa. Wita się serdecznie z każdym górnikiem, który akurat nas mija, gdy rozmawiamy. Żadnego gwiazdorzenia. - Jestem zwykłym, szarym człowiekiem - podkreśla.

Prośby o urlop

W kopalni od reszty pracowników różni go jedynie to, że jego prośby o urlop determinują daty kolejnych walk. - Większość przełożonych patrzy na to przychylnym okiem, ale są też tacy, którzy lubią zrobić pod górkę. Muszę swoje wybiegać i wyprosić. Na szczęście jeszcze się nie zdarzyło, żebym nie walczył, bo nie dostałem urlopu w pracy. Chociaż z chodzeniem po walkach na L4 muszę się już pilnować. Jak górnik korzysta z niego zbyt często, to w kopalni mogą mu powiedzieć "do widzenia". Ryzyko jest spore - opowiada.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze