"Super Express": - Nie tak to chyba miało wyglądać?
Mariola Gołota: - Może wszyscy myśleli, że Andrzej bez problemów wygra na zakończenie kariery. Ale ring jest okrutny. Z moich marzeń spełniło się tylko to, że nikomu nic poważnego się nie stało.
- Czego zabrakło Andrzejowi, żeby wygrać?
- Myślę, że to już jest sprawa wieku, pewnych rzeczy się nie naprawi. Ciało nie nadąża już za myślami, a przez to brakuje refleksu. Stoczone wojny dają o sobie znać. Chciałabym już usłyszeć, że z boksem koniec.
- Andrzej już to pani powiedział?
- Powiedział, że chyba czas kończyć, bo już nie rozumie boksu. To dobrze, już wystarczy. Gratuluję panu Salecie, ale dziękuję też dziennikarzom i kibicom, którzy zostali z nami do końca. Z reguły fetuje się tylko sukces zwycięzcy, ale o karierze Andrzeja chyba nie da się tak szybko zapomnieć.
- Kibice podczas walki zdecydowanie wspierali Gołotę.
- Wielu sceptyków przewidywało, że to będą przepychanki. A to była prawdziwa ringowa wojna. Uznanie należy się jednej i drugiej stronie. Obaj dali z siebie wszystko, więc kibice dostali to, na co czekali.
- Co powiedziała pani mężowi tuż po walce?
- Nawet nie wiem. Ciężko mi się aż tak strasznie smucić. Ja też - po tych wszystkich jego walkach - jestem chyba już za stara, żeby jeszcze raz przeżywać te jego wejścia do ringu i takie sytuacje. Dla mnie to już jest koniec.
- Teraz już tylko przytuli pani męża na zakończenie kariery?
- Dokładnie. Jestem jednak wciąż dumna z niego. Poświęcił na boks te wszystkie lata, kosztowało go to dużo zdrowia. Mam nadzieję, że dał kibicom to, co najlepsze. Jeżeli już nie ma czego dać im więcej, to nie powinien wchodzić już do ringu.