Joshua jest nakręcony. Bajdurzy o swojej wielkości i dodaje, że Kliczko przez lata był jego idolem. - Potrzebowałem wyzwania tego kalibru, by pokazać światu, jaki naprawdę jestem, jaki potencjał we mnie drzemie - dodaje. Ukrainiec w podobne dyplomatyczne gierki nie wchodzi. W boksie widział i przeżył już wszystko. Nikogo nie oszuka. Nie twierdzi, że jest w życiowej formie. Wie, jaki to będzie pojedynek. Dwóch gigantów, ponad 200 kilogramów na ringu i bicepsy w rozmiarze uda przeciętnego człowieka. Zatrzęśnie się ring, w ruch pójdą najcięższe działa, a jeden z fighterów prawdopodobnie skończy na deskach.
- Jestem całkowicie świadomy zagrożenia, jakie na mnie czeka. Jeśli wygrasz, będę pierwszym, który złoży ci gratulacje. Jeśli przegrasz, pomogę ci wrócić - stwierdził enigmatycznie Kliczko. Czy słowa te oznaczają, że ewentualne zwycięstwo będzie jego ostatnim, a on sam już przygotowuje się do kariery trenera? A może to po prostu początek show doświadczonego byłego mistrza świata, mająca na celu rozkojarzyć 27-letniego pretendenta?