Marcin Tybura ujawnia: Powalczę w UFC! [TYLKO W SE]

2016-01-21 9:25

Trochę na to czekałem, ale udało się. Spełnia się moje marzenie - mówi "Super Expressowi" Marcin Tybura (31 l., 13-1). Czołowy polski zawodnik MMA w wadze ciężkiej - były mistrz rosyjskiej organizacji M-1 - będzie kontynuował karierę w prestiżowej organizacji UFC.

"Super Express": - Jak długo toczyły się negocjacje z UFC? W grudniu zrezygnowałeś z występów w M-1, z którym kontrakt kończył ci się na początku roku, oddałeś pas. Wiedziałeś już wtedy, że umowa z UFC jest blisko?

Marcin Tybura: - UFC chciało mnie już rok temu i wtedy zaczęły się pierwsze rozmowy. Poważnie do tematu wróciliśmy niecały miesiąc temu. Trwało to tyle, bo M-1 bardzo chciało mnie zatrzymać, mieli plany, bym walczył na gali w lutym. A z pasa mistrzowskiego sam nie zrezygnowałem. Gdy poprosiłem ich o zgodę na wznowienie negocjacji z UFC, ogłosili, że nie jestem już mistrzem.

- Jakie są szczegóły kontraktu z UFC?

- Nie mogę mówić o jego długości, ale jest to umowa na kilka walk. Władze UFC patrzą surowo na zawodników i można wylecieć nawet po jedynym nieudanym występie, więc długość umowy nie ma aż takiego znaczenia. Mogę natomiast powiedzieć, że już od początku będę zarabiał lepiej, niż zarabiałem w M-1. Dla UFC nie byłem postacią anonimową, bo znał mnie choćby będący jedną z najważniejszych osób w federacji Joe Silva.

- Wiesz, kiedy zadebiutujesz w UFC? Gala w Europie czy poza nią? W kwietniu UFC będzie w Chorwacji, a w maju - Holandii. Może to któryś z tych terminów?

- Znam przybliżoną datę debiutu i wiem, że zdążę zrobić przed tą walką pełny okres przygotowawczy (na ogół to ok. 8 tygodni - red.). Co do lokalizacji gali, to będzie to bliżej Polski niż dalej. Po raz ostatni występowałem we wrześniu, więc czuję ogromny głód walki.

- Byłeś mistrzem M-1, więc otoczka UFC nie powinna wiązać się dla ciebie z tremą.

- Walczyłem przy 12-tysięcznej publiczności i jakoś nie wpływało to na mnie. Wiadomo, UFC to najwyższa liga, ale 27 lutego na gali w Londynie będę w narożniku Daniela Omielańczuka. Będę miał okazję zobaczyć to wszystko od środka.

- Niedawno przeprowadziłeś się do Warszawy. To był dobry krok?

- Tak, bo mam na miejscu profesjonalną opiekę trenerską i medyczną, nie muszę szukać sparingpartnerów. Trochę smutno było zostawiać rodzinny Uniejów, ale był to krok, na który i tak musiałbym się wcześniej czy później zdecydować.

- Ostatnio wraz z Jankiem Błachowiczem praktykujecie zimowe kąpiele. Jak ci idzie w roli morsa?

- Na pomysł wchodzenia do lodowatej wody wpadł Janek i namówił na to mnie i paru chłopaków. W styczniu poszliśmy po raz pierwszy nad Kanałek Żerański, musieliśmy skuć lód, a potem wejść do wody. Na dworze było minus 8 stopni i myślałem, że jak wytrzymam parę sekund, to będzie dobrze. Wysiedziałem 2 minuty, a za drugim razem już 4. Takie kąpiele wpływają dobrze na stawy i odporność organizmu. Czuję się po nich doskonale.

Najnowsze