T- o miał być miły weekend na Mazurach. Pojechałam z Victorią, naszą córką. Kamil się do mnie dobijał, ale nie słyszałam telefonu, akurat zbierałyśmy się nad jezioro. Dopiero w drodze zobaczyłam, że dzwoni. Ręce miałam zajęte, dziecko chciało już iść, pomyślałam: "dobra, oddzwonię za kilka minut, jak tylko będziemy nad wodą". Ale jak zobaczyłam, że dzwoni do mnie żona fizjoterapeuty kadry Bartłomieja Spałka, to już wiedziałam, że coś jest nie tak. (...)Puściłam to, co miałam w rękach. To był szok.- mówi Marta Glik w rozmowie ze sport.pl.