- Najgorszy był okres dojrzewania. Byłem najniższy w całej klasie, a kiedy zacząłem rosnąć, wszystko stanęło na głowie. Nabrałem masy, zmieniły się moje parametry i kompletnie nie radziłem sobie na skoczni. Nie potrafiłem tego zrozumieć - wyjawił trzykrotny mistrz olimpijski.
- Nie wiem, co by było, gdyby nie trener Krzysztof Sobański. Był najlepszym możliwym człowiekiem na tym stanowisku. Tłumaczył mi spokojnie, dlaczego tak się dzieje. Powtarzał, że muszę przeboleć ten czas - czytamy w artykule.
- Robił to w takim sposób, że po czasie zacząłem mu wierzyć, trafiał do mnie idealnie. A nie miał łatwo, bo ambicja i niecierpliwość to moje drugie i trzecie imię - dodał zawodnik z Zębu.