Tajner od razu rzucił się na ratunek zawodnika, jednak nie zdążył złapać go na progu. – Chyba pierwszy raz coś takiego widziałem, coś okropnego. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie zdążył się obrócić. O ile pamiętam, skończyło się obitymi piętami, ale niczym poważniejszym. A mogło nawet tragedią... - wspomina po latach Tajner, w rozmowie z TVP Sport.