Bowiem, mimo, że obie strony - koszykarze i właściciele klubów - tracą setki milionów, to i jedni, i drudzy do ubogich nie należą i stać ich na pozostawanie przy swoim stanowisku. Po stronie właścicieli najostrzej licytuje ponoć były super-koszykarz Michael Jordan. To ona napierał by z żadania 50-50 (procent podziału zysku) zejść do 47 - 53 na niekorzyść zawodników by zaszantażować ich mocniej.
Upór obu stron najmocniej odczuwa...ta trzecia. Z NBA związany jest potężny rynek reklamy i promocji. Jeśli ktoś na lokaucie, którego nie zdołał przerwać nawet apel prezydenta Obamy, najbardziej traci, to właśnie firmy reklamowe. Pat trwa, miliony dolarów uciekają, ale nikt ustąpić nie chce.