W meczu z Borussią był od początku bardzo zdeterminowany. Ruszał do każdej piłki, świetnie rozgrywał, nękał obrońców BVB. Kompletnie nie radził sobie z nim szczególnie Dan-Axel Zagadou, którego „Lewy” przestawiał jak pionek na szachownicy. Pierwszego gola (a 200. w Bundeslidze) Polak strzelił właśnie po błędzie Zagadou – wyszedł na sam na sam z bramkarzem, przerzucił nad nim piłkę i pięknym wolejem trafił do siatki. Dzieło dokończył w końcówce, kiedy po dobrej akcji Bayernu kopnął piłkę do pustej bramki.
Kiedy 11 czerwca 2010 roku podpisał kontrakt z Borussią nikt by nawet nie pomyślał, że stanie się legendą Bundesligi. 201 goli daje mu niesamowite, 5. miejsce w klasyfikacji wszech czasów. Do 4., Mandfreda Burgsmuellera, brakuje mu tylko 12 trafień. Jest też zdecydowanym liderem klasyfikacji najlepszych strzelców tego sezonu (drugiego Lukę Jovicia wyprzedza o cztery gole).
To był superważny mecz i dla Roberta, i dla Bayernu. Bawarczycy musieli wygrać, żeby nie zmniejszyć do minimum szans na obronę mistrzowskiego tytułu. Prezydent Bayernu Uli Hoeness mówił przed meczem, że nie spodziewa się innego rozwiązania niż zwycięstwo i tak zmotywował tym piłkarzy, że ci wręcz pożarli na Allianz Arena Borussię 5:0 (69. minut w BVB zagrał Ł. Piszczek). Do goli Lewandowskiego swoje dołożyli Hummels, Gnabry i Martinez. Bayern już prowadzi w tabeli (o punkt przed BVB), ale co najważniejsze – po zmiażdżeniu rywala ma nad nim przewagę psychologiczną.