Z każdą minutą na murawie było coraz więcej śniegu. Tradycyjną białą piłkę zmieniono na pomarańczową, a sędzia co jakiś czas przerywał grę, by służby porządkowe mogły odśnieżyć zasypane białym puchem linie na boisku. W rezultacie spotkanie zostało przedłużone aż o 12 minut.
- W takich warunkach grywałem tylko z kolegami na podwórku, ale tak to jest, jak się nie zamyka dachu - uśmiechał się po meczu napastnik Polonii Daniel Gołębiewski (25 l.). - Pogoda przeszkadzała i jednym, i drugim, ale my byliśmy w lepszej sytuacji, że szybko zaatakowaliśmy, i udało się strzelić pierwszą, drugą, a potem trzecią bramkę - dodał Gołębiewski.
Polonia grała tak, jakby od miesiąca trenowała na zaśnieżonym boisku. Podczas gdy bełchatowianie ślizgali się i przewracali, piłkarze "Czarnych Koszul" strzelali gola za golem.
- Trzeba grać, a nie patrzeć na pogodę. Śnieg nie przeszkadzał tak bardzo, ale trzeba było bardziej koncentrować się na przyjęciu śliskiej piłki, która czasami uciekała spod nogi - podkreślił kapitan Polonii Łukasz Piątek (27 l.).
A Bełchatów? Przegrał już siódmy mecz w tym sezonie. I nawet bardziej niż strata trzech punktów martwić powinna katastrofalna gra piłkarzy GKS.
- To była jakaś tragedia - denerwował się trener Jan Złomańczuk (62 l.). - Nie poznawałem moich zawodników. Można przegrać mecz, ale po walce, a nie na stojąco. To bardzo mnie boli. Nasza gra to kompromitacja. Teraz trzeba się mocno zastanowić, czy brnąć dalej w tym kierunku. Pod koniec meczu wpuściłem na boisko juniorów, żeby chociaż pobiegali. Przy takich problemach kadrowych mamy na ławce dzieci. Trzeba się spotkać z zarządem i zastanowić co dalej - kręcił głową trener.