Zamiast wielkiego święta w stolicy mogła być gigantyczna stypa i wstyd na całą Polskę. Sygnał do ataku dał wrocławianom... Żewłakow. Kapitan Legii już w 2. minucie strzelił kuriozalnego gola samobójczego, a pewni siebie warszawianie po tym błyskawicznym ciosie nie potrafili się pozbierać. Goście zwietrzyli szansę, wyczuli słabość rywali i po 30 minutach mogli prowadzić już 3:0, ale najpierw Waldemar Sobota, a później Piotr Ćwielong zmarnowali doskonałe sytuacje.
Słabiutcy legioniści po przerwie dalej byli bezradni, a rozpędzeni piłkarze Śląska długimi momentami grali z nimi w dziada. Kluczowym momentem była sytuacja z 69. minuty. Po kolejnej pięknej akcji gości Ćwielong przelobował Wojciecha Skabę, ale trafił w poprzeczkę! Przerażeni gospodarze do końcowego gwizdka drżeli o wynik. Udało im się nie stracić drugiej bramki, po raz trzeci z rzędu zgarnęli Puchar Polski, ale po tak fatalnym występie to trofeum ma słodko-gorzki smak...
Legia - Śląsk 0:1
Pierwszy mecz: 2:0
0:1 Żewłakow 2. min (samob.)
Sędziował: Paweł Gil
Widzów: 29 500
Legia: Skaba - Jędrzejczyk, Żewłakow, Jodłowiec, Suler - Kosecki Ż, Gol (33. Łukasik), Vrdoljak, Brzyski (73. Radović) - Dwaliszwili Ż, Saganowski (86. Furman)
Śląsk: R. Gikiewicz - Socha Ż, Grodzicki, Kokoszka, Ostrowski Ż - Sobota, Kowalczyk, Stevanović (86. Ł. Gikiewicz), Mila, Ćwielong (86. Więzik) - Cetnarski (65. Patejuk)
Finał Pucharu Polski