Arka Gdynia po zimowej przerwie w rozgrywkach nie weszła najlepiej w rywalizację na wiosnę. Nie wygrała żadnego z trzech meczów - zremisowała z Lechem Poznań i Zagłębiem Lubin i przegrała z Wisłą Kraków - i by dalej walczyć o czołową "ósemkę" tabeli LOTTO Ekstraklasy musiała się wreszcie przełamać. Okazja wydawała się całkiem niezła, bo do Trójmiasta przyjechał wciąż okupujący dolne rejony tabeli Piast Gliwice. Który jednak chyba powoli się odradza, bo wiosną zdobył więcej punktów od Arki - nie tylko zremisował z krakowską Wisłą, ale pokonał też Lechię Gdańsk.
Piłkarzom życia nie ułatwiała pogoda. Poza siarczystym mrozem nad Gdynią solidnie padał śnieg, dlatego też warunki nie były najlepsze. Ale przynajmniej równe dla obu drużyn. Mimo to nieco lepiej zdawała się w nich odnajdować ekipa Leszka Ojrzyńskiego. Gospodarze mieli minimalną przewagę w posiadaniu piłki i choć przed przerwą nie oddali żadnego celnego strzału, to byli zdecydowanie bliżej gola, niż Piast. A zrobił to właściwie sam Ruben Jurado. Najpierw w polu karnym kapitalnie ograł jednego z obrońców gości zakładając mu siatkę, tym zwodem wypracował sobie sytuację sam na sam, ale będąc dosłownie kilka metrów od bramki kopnął nad poprzeczką. Niedługo później po wrzucie z autu znów miał dobrą sytuację - tym razem strzelał z powietrza, a piłka mimimalnie minęła słupek.
Gliwiczanie nieźle zaczęli ten mecz, po kilkunastu minutach bardzo groźnie z dystansu uderzał Tom Hateley, jednak im dłużej trwała ta połowa, tym mniej mieli do powiedzenia. Momentami nie potrafili wyjść z własnej połowy i byli zupełnie bezradni - nie wyglądali na drużynę, która ledwie dziesięć dni temu ograła na wyjeździe Lechię Gdańsk. Arce z kolei brakowało skuteczności, jednak garstka tych kibiców, którzy zdecydowali się pojawić na trybunach mogli mieć nadzieję, że w drugiej części gry się to zmieni i gdynianie pierwszy raz w 2018 roku zgarną komplet punktów.
I faktycznie gospodarze cały czas byli stroną przeważającą. Sęk w tym, że przez 75 minut nie potrafili oddać ani jednego celnego strzału! Nie stworzyli sobie już takich sytuacji, jak przed przerwą, a gorsze chwile w wykonaniu gdynian spróbowali wykorzystać rywale. Wprowadzony na boisko w przerwie Michal Papadopulos błysnął instynktem napastnika, bo w 74. minucie świetnie odnalazł się w polu karnym, ale Arkę - podobnie jak w wielu innych meczach tego sezonu - znakomitą paradą uratował Pavels Steinbors. Po chwili podopieczni Ojrzyńskiego mogli odpowiedzieć. Znów w roli głównej wystąpił zmiennik - Enrique Esqueda - ale jego uderzenie obronił z kolei Jakub Szmatuła. Z minuty na minutę Piast zdawał się zyskiwać przewagę, uderzeń próbowali m.in. Tomasz Jodłowiec czy Sasa Zivec, ale bramka Steinborsa była jak zaczarowana.
Ostatecznie starcie w Gdyni zakończyło się bezbramkowym remisem. I wydaje się, że to wynik zasłużony. Arka dominowała większość spotkania, ale była nieskuteczna. Z kolei gliwiczanie zanotowali bardzo dobrą końcówkę, ale to było za mało, by wyszarpać w Gdyni trzy punkty.
Arka Gdynia - Piast Gliwice 0:0
Żółte kartki: Tadeusz Socha, Michał Nalepa, Mateusz Szwoch - Joel Valencia, Martin Konczkowski, Michal Papadopulos
Arka: Steinbors - Socha, Marcjanik, Helstrup, Warcholak - Łukasiewicz (37. Sołdecki) - Szwoch, Bohdanow (75. Janus), Nalepa, Piesio - Jurado (67. Esqueda)
Piast: Szmatuła - Konczkowski, Czerwiński, Korun, Pietrowski - Zivec, Jodłowiec, Hateley, Valencia (46. Papadopulos) - Vassiljev (82. Angielski), Szczepaniak (88. Badia)
ZOBACZ: Legia wciąż się wzmacnia. Dwa nowe transfery mistrzów Polski