Patryk Makuch

i

Autor: Cyfrasport Patryk Makuch (z prawej) jeszcze w barwach Miedzi

Nadzieje ekstraklasy

Patryk Makuch w Cracovii będzie znaczącą postacią ekstraklasy. Ale ma i plan B, gdyby coś nie wyszło

2022-07-21 20:25

Cracovia zainaugurowała ligowy sezon zwycięskim (2:0) meczem w Zabrzu. Już w najbliższą sobotę (godz. 17.30) zagra natomiast w Krakowie z Koroną. Kibice „Pasów” po raz pierwszy w oficjalnej grze na swoim stadionie zobaczą Patryka Makucha, pozyskanego z Miedzi Legnica. Młody napastnik, który wiosną zaliczył trzy ekstraklasowe epizody w barwach legnickiego klubu, wraca teraz do elity jako... zupełnie inny człowiek: czołowy snajper pierwszej ligi, a do tego student. „Super Expressowi” opowiedział nie tylko o tych zmianach w życiu.

Przed rozpoczęciem sezonu Patryk Makuch uznany został przez „Super Express” za jednego z najważniejszych kandydatów na „nową gwiazdkę ekstraklasy”. To był naturalny wybór: 23-latek co prawda nie wywalczył w ubiegłym sezonie snajperskiej korony w pierwszej lidze, ale z 14 golami i siedmioma asystami był jednym z najważniejszych współtwórców powrotu legnickiej Miedzi do ekstraklasy. A potem zamienił Legnicę na Kraków i teraz w barwach ekipy z ulicy Kałuży spróbuje udowodnić, że pół miliona euro – a taka kwota pada w kontekście jego transferu – to dobrze zainwestowane przez Cracovię pieniądze.

„Super Express”: - Po trzech latach przerwy, znów zagrał pan mecz w ekstraklasie. Wrażenia?

Patryk Makuch: - Bardzo miłe. Długa droga za mną, przyjemnie wrócić do piłkarskiej elity w Polsce. Pierwszy mecz w pierwszej jedenastce, pierwsza wygrana w lidze...

- Ale w Zabrzu zabrakło wisienki na torcie, czyli gola. Zły na siebie?

- Nie. Najważniejsza jest dobra praca dla drużyny. Nie zawsze musi ona oznaczać bramkę.

- Sam siebie pan chyba jednak przyzwyczaił w ubiegłym sezonie w Legnicy, że schodzi pan do szatni z trafieniem?

- Na pewno nie można wariować z tego powodu, że tym razem nie wpadło. Może trzeba dołożyć jeszcze co nieco na treningu? Muszę sobie teraz – przed następnym meczem - poukładać w głowie te 70 minut. W ekstraklasie są lepsi obrońcy, trudniej o sytuacje bramkowe. Gra jest szybsza, intensywniejsza.

- Latem zabiegały o pana między innymi Legia i Raków. Co zdecydowało o wyborze Cracovii?

- Jej plan na mnie, na wykorzystywanie i rozwijanie mojej kreatywności. Ta wizja była najbliższa sposobowi mojej gry w Miedzi, z dużą dozą wolności i swobody na boisku.

- Cel indywidualny na ten sezon w Cracovii?

- Za wcześnie na deklaracje. Oczywiście będę chciał trafiać w każdym meczu, dwucyfrowa liczba goli w sezonie zawsze fajnie wygląda przy nazwisku. Warto sobie taki cel postawić, ale trzeba to robić z chłodną głową. Nie napinać się.

- Jest pan z urodzenia łodzianinem. Kibicowski wybór: ŁKS czy Widzew?

- ŁKS, od najmłodszych lat. Zabierał mnie tata, potem znajomi. Od pewnego czasu zacząłem jednak podchodzić do tych meczów nieco mniej emocjonalnie, za to bardziej analitycznie. Starałem się podpatrywać zawodników, żeby zapamiętać zagrania, sposoby zachowania na boisku.

- Idol dziecięcych czasów w zespole ŁKS-u?

- Kosecki. Jakub Kosecki, żeby nie było wątpliwości. Lubiłem jego dryblingi, sposób poruszania się na murawie. Zapadł mi też w pamięć Mladen Kaszczelan – imponował walecznością, cechami wolicjonalnymi.

- Ale przygody piłkarskiej z ŁKS-em nie było?

- Nie. Gdy skończyłem pięć lat, tato zaprowadził mnie na zajęcia do UKS SMS Łódź. Sam grał w piłkę – choć tylko amatorsko, więc miał wielką ambicję, aby mnie przekazać jak najwięcej wiedzy. Uznał, że właśnie UKS zagwarantuje mi najlepsze warunki rozwoju. Bardzo wiele zawdzięczam tacie. Przez wiele lat codziennie dowoził na treningi: pół godziny, czasem 45 minut. Ale i poza klubowymi zajęciami poświęcał mi mnóstwo czasu. Wychodził ze mną na osiedlowe boiska, uczył techniki. A sam podpatrywał, co robią starsze roczniki w klubie, bym był kroczek do przodu przed rówieśnikami, bym rozwijał się szybciej.

- Rozwija się pan nie tylko piłkarsko. Skąd pomysł na studia?

- Z chęci zadbania o życie poza piłką, bo przecież kiedyś w końcu taki dzień nadejdzie. Warto więc być przygotowanym na ten moment. Jestem studentem Wyższej Szkoły Zarządzania i Coachingu we Wrocławiu. Uczę się zarządzanie sportem, w szczególności – klubem piłkarskim, dysponowaniem zawodnikami itp. Wszystkie zajęcia prowadzone są online, więc można je połączyć z profesjonalnym graniem w piłkę. Sesje są trudne, ale zawsze staram się zaliczać wszystko w terminach. I na razie zaległości udaje mi się unikać.

- Kraków – po okresie mieszkania w Legnicy – to duża zmiana życiowa?

- Oczywiście. Miasto dużo większe, piękne. Dobre miejsce do życia. I do gry w piłkę, bo ona jest najważniejsza. Jeszcze nie poznałem Krakowa w pełni, ale spacer z psem i z dziewczyną bulwarami wzdłuż Wisły jest fantastyczną odskocznią. Uspokaja.

- Dobrze mieć koło siebie bliską osobę?

- Tak, to ważne. Warto posłuchać kogoś, kto patrzy na ciebie z innej perspektywy. Wiedzieć, że drugiej osobie na tobie zależy i nie będzie owijać w bawełnę, powie wprost. Odskocznią jest też rozmawianie o innych rzeczach, nie tylko o piłce. Mieć swój prywatny świat – ważna rzecz.

- Pani Martyna – jak wynika z jej mediów społecznościowych – też studiuje.

- Tak, i to ambitny kierunek – architekturę. Zresztą niedługo już kończy studia. Będzie trzeba iść do pracy - jest zbyt ambitna, żeby zdać się tylko na mnie i na moją przygodę z piłką (śmiech). Ma parcie, żeby osiągnąć coś swojego. To jest bardzo motywujące. Napędzamy się nawzajem, a zdrowa rywalizacja bardzo pomaga.

Sonda
Kto w sezonie 2022/2023 zostanie piłkarskim mistrzem Polski?
Najnowsze