Nie jest tajemnicą, że Ruch Chorzów ma jednych z najbardziej fanatycznych kibiców w kraju. Potrafią oni tysiącami przemierzać Polskę, by być przy swojej ukochanej drużynie. Za takie zachowanie należą się oczywiście pochwały. Problem w tym, że każdy kij ma dwa końce. Fanatyzm ten przechodzi bardzo często w zachowania agresywne i odrażające. Tak było w piątek, gdy "Niebiescy" w ostatniej kolejce sezonu 2016/17 Ekstraklasy mierzyli się z Górnikiem Łęczna. Kibice gospodarzy postanowili zrobić wszystko, by storpedować płynność spotkania. W zasadzie przez niemal pół godziny oglądać można było igrzyska nienawiści, zamiast mecz piłkarski.
Doszło do tego, że piłkarze zeszli do szatni i wydawało się, że już z pomieszczeń nie wyjdą. Po nieco ponad dwudziestu minutach udało się jednak wznowić spotkanie, a do regulaminowego czasu gry doliczono... dwadzieścia trzy minuty! Właśnie tyle trwało zaprowadzanie spokoju przy Cichej przez policję. Kibice Ruchu złamali chyba wszystkie możliwe przepisy. Widzieliśmy ogromne racowisko, po którym środki pirotechniczne w ogromnej ilości lądowały na płycie boiska. Chuligani z Chorzowa spalili także flagi GKS-u Katowice, które ukradli jakiś czas temu rywalowi zza miedzy. Punktem kulminacyjnym okazała się jednak szarża agresywnych fanów gospodarzy na boisko. W tym momencie do akcji wkroczyła policja, również na koniach. W Ruchu jak wiadomo finansowo się nie przelewa, a kara wymierzona za takie zachowania może być ostatnim gwoździem do chorzowskiej trumny.