To było prawdziwe otwarcie sezonu Premier League. Widowisko. Show. Emocjonalny roller coaster. Zaczął Theo Walcott. Skrzydłowy Kanonierów oszukał Alberto Moreno, dał się sfaulować w "szesnastce" i wywalczył rzut karny. Do piłki podszedł sam poszkodowany. Walcott kontra Mignolet. Po strzale "z wapna" lepszy był Belg, ale tylko na moment, bo Anglik dostał piłkę w polu karnym po ledwie kilkudziesięciu sekundach i tym razem był już bezbłędny. Prowadzenie po ledwie pół godziny gry. To był idealny początek dla Arsene Wengera.
Tyle że trwał ledwie chwilę. Kanonierzy podeszli do spotkania mocno osłabieni. Francuski menedżer nie zaryzykował obecności Krystiana Bielika w pierwszej jedenastce. Wybrał Roba Holdinga i Caluma Chambersa. Dwóch przebierańców, zwrotnych jak wozy wyładowane węglem i ustawiających się jak funkcjonariusze policji podczas zamieszek na stadionie. Byle dalej od zagrożenia. Co nawet nie było takie głupie, bo jak już któremuś przyszło interweniować, to Roberto Firmino, Saidio Mane oraz Phillipe Coutinho robili z nich regularne wiertła udarowe.
Coutinho. Bohater. Brazylijczyk najpierw wyrównał cudownym rogalem z rzutu wolnego, a w drugiej odsłonie piszczelem wyprowadził londyńczyków na dwubramkowe prowadzenie. Dwubramkowe, bo ledwo sędzia rozpoczął drugie 45 minut, a do siatki Cecha trafił również Adam Lallana. Czwarty do brydża w ofensywnej układance Jurgena Kloppa. Piętnastominuty szturm zakończył natomiast Mane, bodaj największa rewelacja starcia na Emirates Stadium. Kupiony za irracjonalne pieniądze, zrobił różnicę. Szybki, przebojowy, szukający najtrudniejszych rozwiązań. Jego gra od pierwszej minuty mogła się podobać. A to co zrobił w 63. minucie, to już była figurowa jazda na lodzie. Wziął dwóch obrońców na plecy, przebiegł między nimi, ustawił sobie piłkę do egzekucji i efektownym uderzeniem "w same widły" pokonał golkipera Kanonierów.
Arsenal odpowiedział dwa razy. Na więcej zabrakło czasu i... prawdopodobnie kadrowych możliwości. Wenger przespał bowiem okienko transferowe i już w 1. serii gier został brutalnie zweryfikowany. W tym składzie o tytuł bić się nie będzie. Nie ma na to szans. A co gorsza, ledwo rozpoczęły się rozgrywki, a z boiska musiał zejść już chociażby Aaron Ramsey. Walijczyk, który tak dzielnie poczynał sobie podczas Euro 2016, po ledwie kilkudziesięciu minutach wysiłku miał już problemy mięśniowe. Wina trenera?
Arsenal Londyn - Liverpool FC 3:4 (1:1)
Bramki: Walcott 31, Chamberlain 64, Chambers 75 - Coutinho 45, 56, Lallana 49, Mane 63