Peszko pojawił się na boisku dopiero w 80. minucie, zmieniając Jakuba Błaszczykowskiego (24 l.). Zaledwie 10 minut wystarczyło mu jednak, by dwa razy znaleźć się w idealnych sytuacjach.
- Mam do siebie ogromne pretensje - kręci głową "Pecho". - Powinienem był wykorzystać choć jedną z nich. Bo były one naprawdę doskonałe.
Peszko przekonuje, że gdyby murawa była dobrze przygotowana, łatwiej byłoby mu trafić do siatki.
- Było tak źle, że z problemami utrzymywaliśmy się na nogach podczas biegu. Z każdą minutą było coraz gorzej. A stworzenie superakcji graniczyło z cudem. Trudno się grało - narzeka zawodnik "Kolejorza".