Smuda: W mojej kadrze nie będzie cyrku jak u Leo

2009-12-18 19:45

Od dziś Franciszek Smuda (61 l.) jest już oficjalnie selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski. W warszawskim hotelu Sheraton "Franz" podpisał kontrakt, który obowiązuje do sierpnia 2012 roku. A może być przedłużony o kolejne dwa lata.

Super Express: Długo trwały negocjacje przed podpisaniem kontraktu. Nawet konferencja prasowa została opóźniona o 25 minut. Jest pan zadowolony?

Franciszek Smuda: Tak, najważniejsze, że w końcu doszło do porozumienia. Dłuższe oczekiwanie nic dobrego nie buduje. Teraz wiem, że to ja jestem odpowiedzialny za przygotowanie zespołu do EURO 2012.
 
Prezes PZPN Grzegorz Lato podarował panu na początek koszulkę z numerem 6, z nazwiskiem Smuda oraz logo finałów EURO 2012. To dobry znak?

- Życzyłbym sobie, aby wszystkie mecze polskiej kadry pod moim kierunkiem były właśnie na szóstkę! A koszulkę przeznaczam na Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy.
 
Pan już podpisał kontrakt, ale nie zrobili tego jeszcze pana współpracownicy: trener bramkarzy Jacek Kazimierski i asystent Tomasz Wałdoch. Co z nimi?

- Trwają rozmowy. Rozumiem, że każda ze stron musi być zadowolona. Teraz jest czas, nie ma paniki. Trzeba wybrać raz, a dobrze, żeby potem przez 2,5 roku nie płakać.
 
Nie wiadomo jeszcze, kto będzie dyrektorem reprezentacji. Czy zgodzi się pan na Włodzimierza Lubańskiego, którego narzuca PZPN?

- Zaproponowałem Marka Koźmińskiego. Zobaczymy, co będzie dalej. Wyjście z sytuacji zawsze się znajdzie. Każde nazwisko jest do zaakceptowania.
 
W styczniu reprezentacja Polski weźmie udział w turnieju o Puchar Króla w Tajlandii. Przekonał się pan już do tego wyjazdu?

- Na początku krzywo patrzyłem na ten wyjazd i zastanawiałem się: Franiu, po co ci ta Tajlandia. Pamiętam, jak poprzednicy mówili, że tego typu eskapada to mina. Ale przekonałem się, że każdy mecz ma swoją wartość, bo przecież z tego wyjazdu kilku chłopaków może na stałe zadomowić się w drużynie narodowej. W takim razie warto.
 
Miał pan kłopot z powołaniem reprezentacji? Ktoś panu odmówił?

- Wybrałem takich piłkarzy, bo pamiętam, jaki był cyrk, gdy po sezonie kadra Leo Beenhekkera jechała do RPA. Każdy chciał się wymigać i odmawiał. A u mnie jak ktoś będzie się wykręcał, to już więcej go w drużynie narodowej nie zobaczymy. Do Tajlandii nie leci Paweł Brożek, bo ma kontuzję. Niech lepiej się wykuruje. Są za to Tomek Jodłowiec, Maciek Rybus - to na nich trzeba teraz stawiać.
 
W kadrze lecącej do Tajlandii nie znalazł się żaden z piłkarzy Zagłębia Lubin - klubu, który do niedawna pan prowadził...

- Staram się być obiektywny. W mojej kadrze nie będzie układów i nikt znajomy na powołania nie może liczyć. Będzie w niej miejsce tylko dla tych piłkarzy, którzy potrafią grać w piłkę.
 
Do Tajlandii zabiera pan Adama Matuszczyka z FC Koeln. Jest taki dobry?

- Chłopak gra w reprezentacji Polski do lat 21 u trenera Andrzeja Zamilskiego, który potwierdza jego wysokie umiejętności. Poza tym Tomasz Wałdoch kilakrotnie oglądał mecze Matuszczyka i wystawił mu dobrą opinię.
 
Wśród bramkarzy postawił pan na Mariusza Pawełka. Wierzy pan w niego?

- Jeśli przeanalizujemy bramkarzy w polskiej Ekstraklasie, to wychodzi, że nie wielu w niej Polaków. A Janka Muchy nie mogę powołać, bo to Słowak. Nie narzekajmy, bo Pawełek gra w zespole mistrza Polski, a Wisła Kraków jest liderem w lidze. Oczywiście, zdarzają mu się wpadki w stylu, że wchodzą mu "pachówki", ale który bramkarz na świecie nie robi błędów?
 
W najnowszym rankingu FIFA reprezentacja Polski zajmuje dopiero 58. miejsce. Co pan na to?

- Stać nas na znacznie wyższą lokatę. Postaramy się poprawić, choć wiem, że w pierwszym roku mojej pracy od razu to się nie uda. Będzie trudno, bo mamy dopiero szkielet zespołu. Ale jak to wszystko poskładamy, to i wyniki przyjdą.
 
W marcu gramy z Bułgarią. Kto będzie kolejnym rywalem polskiej reprezentacji?

- Po sezonie, w maju 2010, chcemy pojechać do Austrii, bo tam wiele zespołów będzie przygotowywało się do finałów mistrzostw świata w Afryce. Wybierzemy silnych przeciwników, bo w meczach z nimi można potwierdzić wartość. Takie spotkania dają więcej niż pokonanie San Marino 10:0. Na pewno w Austrii zakontraktujemy dwa mecze, a kolejny odbędzie się już w Polsce. Sezon kończy się wcześnie, potem długa przerwa, która nie pasuje piłkarzom.
 
W trakcie zimowej przerwy kilku polskich piłkarzy może zmienić klub. Ucieszy to pana?

- Jeśli zmienią klub na lepszy, to bardzo dobrze. Obojętnie, gdzie wyjadą, to ja do nich trafię. Przez ostatnie tygodnie obejrzałem więcej meczów niż Leo Beenhakker w ciągu trzech lat.
 
Jak pan spędzi Święta Bożego Narodzenia?

- W domu, z rodziną. Przez ostatnie tygodnie miałem tyle pracy w Zagłębiu Lubin i reprezentacji Polski, że nie wiedziałem na którą stronę mi głowa poleci. Muszę odpocząć.

Najnowsze