Fernando Santos

i

Autor: Cyfrasport Fernando Santos

Wokół fotela selekcjonera

Tego kandydata na selekcjonera były reprezentant zna doskonale. I bardzo jasno się o nim wyraził [ROZMOWA SE]

2023-01-18 23:02

Na ostatniej prostej – jak się wydaje – jest już kwestia wyboru trenera piłkarskiej reprezentacji kraju. Najwyższa to zresztą pora, bo przecież już za dwa miesiące rozpoczną się eliminacje EURO 2024. I to rozpoczną się trudnymi meczami: wyjazdowym z Czechami i domowym z Albanią. Srebrny olimpijczyk z igrzysk'92 w Barcelonie, Grzegorz Mielcarski, w rozmowie z „Super Expressem” podzielił się refleksjami ze współpracy z jednym z (medialnych) kandydatów do objęcia drużyny narodowej.

Cezary Kulesza przyznał publicznie, że wybrał już tego trenera, z którym chciałby zawrzeć kontrakt na prowadzenie kadry narodowej. Nie zdradził jednak jego nazwiska, zasłaniając się koniecznością uzyskania akceptacji warunków umowy przez drugą stronę. Kibicom wciąż pozostają więc domniemania, że prezes PZPN wybiera pomiędzy Vladimirem Petkoviciem a Paulo Bento. W ostatnich dniach „dorzucono” jednak także kandydaturę Fernando Santosa, byłego selekcjonera Greków (2010-2014), a później Portugalczyków (2014-2022). A Santosa całkiem nieźle zna Grzegorz Mielcarski; był jego podopiecznym najpierw w FC Porto, a potem w AEK Ateny.

„Super Express”: - Kiedy słyszy pan nazwisko Fernando Santos, jakie jest pierwsze skojarzenie?

Grzegorz Mielcarski: - Bardzo silna osobowość. Człowiek, który broni swoich racji, narzuca swoje warunki, a piłkarze akceptują, choć nie są łatwe, bo oznaczają dużą dyscyplinę. Ale też trener, który siada z zawodnikiem i rozmawia w cztery oczy, tłumaczy swoje racje.

- Doświadczył pan czasem takich tłumaczeń?

- Tak. Byłem czasami tym, który musiał oddać miejsce konkurentowi. Siedząc na ławce, nie zgadzałem się z tym, ale musiałem zawsze przyznać, że trudno się było z argumentacją trenera nie zgodzić. Bo Santos był i jest bardzo uczciwy w ocenie formy, w wyborze do składu, w uzasadnianiu swych wyborów. Naprawdę współpraca z nim zostaje człowiekowi „w środku”.

- A co panu „w środku” zostało?

- Słowa, które usłyszałem od niego w wieku 26 lat, ale utożsamiam się z nimi do tej pory: „Piłkarz powinien być szczęśliwy, doceniać miejsce, w którym się znajduje. Bo tylko piłkarz szczęśliwy może robić z piłką rzeczy nieprawdopodobne, które zostawiają kibica na trybunach z otwartymi ze zdziwienia ustami”. Krótko mówiąc: doceniaj i szanuj miejsce, w którym jesteś i szanuj kolegów, z którymi rywalizujesz o miejsce w składzie. I skup się na swojej pracy, a ocenę zostaw innym.

- Szanowano go w klubach, w których się pan z nim spotkał?

- Jeszcze jak! Portugalczycy doceniają drogę, jaką docierał na trenerski szczyt. Wyszedł przecież jako trener z Estreli – zespołu co najwyżej środka tabeli. Z marszu przejął Porto – klub zwycięzców, i od razu w pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo, puchar i superpuchar. Poradził sobie. Potem trofea zdobywał w każdym klubie, a zawsze pracował w klubach, których celem nie było tylko przetrwanie, ale wygrywanie. Najlepszym dowodem szacunku, jakim go obdarzano, jest postawa mojego kolegi z AEK Ateny, Teodorosa Zagorakisa. Miał dla niego tak wielkie uznanie za okres wspólnej pracy w AEK-u, że będąc w późniejszych latach współwłaścicielem PAOK, od razu zatrudnił Santosa w roli trenera tego klubu!

- Grecja była też dla niego pierwszym wyzwaniem selekcjonerskim, prawda?

- Trudne miał tam zadanie, przejmował reprezentację po Otto Rehhagelu, który odniósł z nią historyczny sukces. W drużynie było kilka gwiazd o silnej osobowości, wśród nich moi koledzy klubowi: Demis Nikolaidis czy wspomniany Zagorakis. A jednak chylili głowę przed Santosem, uznając jego rację i dominującą rolę. Grecy to kraj ludzi o wielkich temperamentach, ale Santos spokojem i pewnością siebie potrafił spowodować, że wiedzieli, kto jest wilkiem w stadzie i szli za swoim przywódcą.

- Zbierał doświadczenie selekcjonerskie przez długie lata...

- Owszem, a praca selekcjonera bardzo różni się od pracy w klubie. Inne jest przygotowanie treningu, przekaz płynący do zawodników, ich dobór. Trzeba mieć też – poza wiedzą – stosowną osobowość w kontaktach z piłkarzami, którzy przecież w klubach też pracują z wielkimi ludźmi. Ale on – po czterech latach pracy z Grekami i osiem z Portugalczykami – wszystkie nawyki i schematy niezbędne na tym stanowisku ma przyswojone. Przemawia językiem selekcjonera.

- Reasumując – dobry kandydat?

- Jeśli ta plotka jest prawdziwa, to byłby świetnym kandydatem. Ma swoje lata, ale w sobie - wciąż wiele entuzjazmu i charyzmy. I jest zaprogramowany na nauczanie wygrywania!

- Czy jest w stanie okiełznać nasze gwiazdy, które czasami potrafią publicznie zrobić selekcjonerowi „pod górkę”?

- Dobre pytanie, bo ja też czasem mam wrażenie, że w dzisiejszej piłce osobowości przestają mieć znaczenie... Ale polscy piłkarze obserwują rynek piłkarski, mają swoich kolegów w różnych klubach, również reprezentantów... A Santos jest wszędzie ceniony. I nie tylko ceniony: jest lubiany przez piłkarzy, nawet kiedy podejmuje niepopularne decyzje. Nie słyszałem, żeby Ronaldo się wypowiedział krytycznie o Santosie, choć przecież ten w Katarze posadził go na ławce!

- Selekcjoner powinien być – jak pan powiedział – lubiany?

- Selekcjoner jest od tego, by narzucić schemat, sposób myślenia i traktowania swoich reprezentacyjnych obowiązków. Od tego, by nakreślić plan. Jeśli piłkarz realizując go wygra mecz, zaczyna mu ufać. A czasem lubić. Każdy trener ma cechy, za które jest bardziej lub mniej lubiany. Jeden „kupuje” piłkarzy tworzoną przez siebie atmosferą, nawet jeśli jest ciut słabszy taktycznie. Inny szacunek zdobywa za bycie katem i dobrym taktykiem. Jeszcze inny celuje w charakterologiczny dobór drużyny. Nie powiem, że Santosowi za każdy z tych elementów wystawiłbym „dziesiątkę”. Ale „ósemkę” - na pewno.

- Ale czy znalazłby w sobie siłę i ochotę na przebudowę naszej kadry?

- Dał odpowiedź na takie pytanie, sadzając Ronaldo na ławce. Postawił na młodego chłopaka, który strzelił trzy gole. Tak, chce mu się i się tego nie boi. Carlo Ancelottiemu w Realu też się chce. Ci ludzie nie muszą już pracować dla pieniędzy. Ale robią to, bo bez piłki żyć nie mogą. Jeżeli Santos nie będzie trenerem reprezentacji Polski, to wkrótce usłyszymy na pewno, że podjął pracę z jakąś inną kadrą. Albo objął dobry zespół klubowy.

- A do pana nie dzwonił i nie pytał o Biało-Czerwonych?

- Mam cały czas kontakt z nim. Ostatni raz wymienialiśmy się wiadomościami jeszcze w trakcie mundialu. Ja mu gratulowałem, i zawsze dostawałem od niego odpowiedź. Zazwyczaj krótką, ale szanuję sobie to, że znajdował czas, by odpisać na wiadomość – pewnie jedną z setek, jakie otrzymywał. Jeżeli dziś miałby z jakiegoś powodu potrzebę dowiedzenia się czegokolwiek, pewnie by się skontaktował.

- Jeszcze na koniec słówko o Paulo Bento...

- Charyzmatyczny piłkarz. Pamiętam go jako dobrego reprezentanta, a grać w tamtym czasie w reprezentacji Portugalii – wielka rzecz. Ale nie wiem, jakim jest trenerem. Jeszcze tylko jedno muszę dodać: obawiałem się, że czy to Santos, czy Bento szybko zostaną skreśleni tylko ze względu na swą narodowość. Że dadzą w Polsce znać o sobie złe wspomnienia związane z Paulo Sousą i ciężko będzie uwierzyć kolejnemu Portugalczykowi. Nie wiem, czy któryś z nich selekcjonerem Polaków zostanie. Wiem natomiast - znając tamten kraj i tamtych ludzi - że spoglądanie na nich przez pryzmat jednej „czarnej owcy” byłoby niesprawiedliwe.

Sonda
Wierzysz, że Fernando Santos mógłby pracować z Biało-Czerwonymi?
Listen to "Paulo Bento nowym trenerem reprezentacji Polski? SuperSport+." on Spreaker.
Najnowsze