Ojciec uspokajał, że się zaraz podniesie
Świderski w kadrze czuje się coraz pewniej. Strzelił w ekipie Biało-czerwonych już dziewięć goli. Na spotkanie z Albanią w el. mistrzostw Europy wybrali się jego rodzice. - Kibice podkreślali, że Karol biega, a nie tylko stoi i czeka aż dostanie podanie - opowiadał nam ostatnio Grzegorz Świderski, ojciec zawodnika drużyny narodowej. - Wszędzie go pełno, on właśnie tak lubi grać. Widać w nim tę chęć do grania. Gdy gra z orzełkiem na piersi, to wszystkie sentymenty idą na bok. Przeżywaliśmy mocno to spotkanie. A jak Karol strzelił gola, to tak krzyczeliśmy z żoną, że aż gardło bolało. Żona dopingowała i denerwowała się, gdy kilka razy syn zwijał się z bólu po faulu rywala. Stresowała się, czy nie odniósł kontuzji. Uspokajałem mówiąc, że zaraz się podniesie, bo twardy z niego chłopak i będzie dalej biegał - wyznał.
Został zniesiony na noszach
Senior rodu przypomniał zdarzenie z okresu, gdy jego syn występował w Jagiellonii Białystok. W jednym z meczów zderzył się rywalem. - Nie ma się co dziwić reakcji żony, że się denerwowała - dodał pan Świderski. - Kiedyś mocno zamartwialiśmy się o zdrowie syna. Gdy grał w Jagiellonii to zderzył się głową z rywalem na polu karnym. W efekcie został zniesiony na noszach z boiska. Oglądałem wtedy mecz w telewizji. Potem był stres, bo nie wiedzieliśmy, jaki jest stan Karola. Dopiero jego kolega z zespołu Marek Wasiluk uspokoił nas, że wszystko jest w porządku. Później Karol opowiadał o tym wydarzeniu. Nic go nie bolało, ale czuł się tak, jakby ktoś mu na moment odciął prąd. Ale po chwili było dobrze - zaznaczył ojciec kadrowicza.