Włosi w niczym nie przypominali drużyny, którą tuż przed EURO ośmieszyli Rosjanie (0:3). Grali mądrze, a przeciwko mistrzom świata i Europy zastosowali banalnie prostą taktykę.
Skomasowana obrona już na 30. metrze od bramki i szybkie, zabójczo groźne kontry. Hiszpania niby była częściej przy piłce, ale to po akcjach Italii bardziej pachniało bramką.
W 61. minucie dwukrotny król strzelców Serie A - Antonio di Natale znalazł sposób na pokonanie Ikera Casillasa. Radość Włochów trwała jednak krótko, bo Cesc Fabregas wyrównał 3 minuty później.
Potem kibice obserwowali festiwal nieporadności Torresa, zastanawiając się, dlaczego trener Del Bosque wprowadził na boisko nieskutecznego "El Nino", a nie zabójczego Fernando Llorente z Athleticu Bilbao...