Dwukrotna medalistka olimpijska z chęcią powalczyłaby o trzeci triumf w ramach IO. I choć osoby odpowiedzialne za organizację imprezy upierają się, że dojdzie ona do skutku, to trudno wyrokować, czy ich plany nie ulegną zmianie. Wększość społeczeństwa podchodzi do tego wręcz przeciwnie - skłania się ku werdyktowi, że skoro nawet UEFA przełożyła o rok mistrzostwa Europy, to i igrzyska olimpijskie czeka podobny los.
Na tę chwilę jednak nic się nie zmienia, a w rozmowie z programem "Fakty po faktach" w "TVN 24" skomentowała to Włodarczyk. - Tego komunikatu nie rozumiem. Jest to dla mnie bardzo niezrozumiałe z tego względu, że my, sportowcy, czekamy. Jesteśmy w gotowości, by wrócić do treningów. Tak naprawdę siedzimy na bombie, która nie wiadomo kiedy wybuchnie. Im wcześniej MKOl podejmie decyzje, tym lepiej będzie dla świata sportu, uczestników i organizatorów igrzysk w Tokio - stwierdziła kobieta.
I dodała: - Japończycy będą zapewniali do końca, że jest wszystko ok, ale to jest święto całego świata. Ludzie będą się przemieszczać, podróżować. Gdyby, nie daj Boże, w wiosce olimpijskiej jedna osoba zaraziła się wirusem, panika byłaby niesamowita.
Igrzyska olimpijskie w Tokio mają odbyć się na przełomie lipca i sierpnia bieżącego roku.
Koronawirus w sporcie - zobacz także: