Podczas igrzysk kontrolerzy WADA przeprowadzili 4770 testów antydopingowych i od razu zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Najpierw zawiodło chińskie laboratorium w Pekinie, które miało sprawdzać próbki na zawartośc testosteronu. Ok. 100 próbek...gdzies zginęło. Szukano, ale nie znaleziono.
Potem "numery" zaczęły wycinać inne współpracujące z WADA placówki badawcze. W sumie okazało się, że do centrali agencji nie odesłano prawie 300 wyników próbek B (potwierdzających podejrzany wynik próbek A).
WADA zobowiązały federacje sportowe do złożenia poolimpijskiego raportu, co zrobiły w sprawie zawodników podejrzanych o doping krwi. Na 28 światowych związków tylko cztery: lekkoatletyczny, kolarski, wioślarki i 5-bojowy wywiązały się z tego obowiązku.
Wniosek? Nikt nie kocha kontrolerów i nie lubi z nimi współpracować, choć o zwalczaniu dopingu mówią wszyscy.