Pistolet na wodę

2004-03-31 13:54

Brojlery nafaszerowane "koksem"

Władze grzmią z oburzenia, zapowiadają wojnę. Ale strzelają z... pistoletów na wodę.

Tak wygląda dzisiaj walka z dopingiem. W niektórych sportach to pic na wodę. Szczególnie w tenisie. Greg Rusedski został przyłapany, w jego organizmie wykryto nandrolon. No i co - został uniewinniony. Nandrolon był w jego krwi legalnie, podany przez masażystów ATP.

Tenisiści są chyba teraz na drugim miejscu listy dopingowiczów, za kolarzami. Ale ci chociaż są przestraszeni, bo wzięli się za nich prokuratorzy i policje Francji i Włoch. Na dodatek łamie się front kłamstwa. Phillip Gaumont, francuski medalista w wyścigu olimpijskim w Barcelonie, jeżdżący w Cofidisie, opisał metody unikania kontroli antydopingowych (często zapowiadanych), wskazał "życzliwych" lekarzy wystawiających setki recept na leki rzekomo potrzebne do ratowania organizmu, a w rzeczywistości będących "koksem". Gaumont przyznał się, że przez kilka lat zażywał środki dopingujące. A wpadł tylko raz, notabene na tym samym nandrolonie co... Rusedski.

Wszystko to jednak betka w porównaniu z tym, co się dzieje w Ameryce. Tam to już pełna obłuda. Szczególnie w baseballu. Nie dosyć, że zawodnicy jadą na "koksie", to jeszcze ich związek zawodowy... bierze w obronę. - Mamy prawo się dopingować, nic wam do tego.

Sprawy zaszły tak daleko, że dziennikarze proponują stworzenie dwóch tabel rekordów - tych do 1991 roku (kiedy doping nie był tak rozpowszechniony) i po tej dacie, kiedy ludzi zastąpiły brojlery, nafaszerowane "koksem".

Najnowsze