Po raz pierwszy w składzie stołecznej ekipy pojawił się po wyleczeniu kontuzji długo wyczekiwany atakujący z Białorusi Artur Udrys. Mierzący 211 cm bombardier mógł sobie pohasać nad siatką i już w pierwszym secie zepsuł tylko jedną piłkę na sześć ataków. Po dwóch udanych partiach siatkarze Vervy myśleli już pomału o pójściu pod prysznic. Nieoczekiwanie jednak grający bez kompleksów goście zaczęli walczyć i serwować jak szaleni i prowadzili długimi fragmentami trzeciej odsłony. Trzeba się było ostro wziąć do roboty, by skończyć spotkanie bez straty seta.
Pomogło większe doświadczenie, decydujące piłki kończyli Udrys i Kevin Tillie, a blok na wagę zwycięstwa zaliczył Piotr Nowakowski. Na najlepszego gracza meczu wybrano Udrysa (15 pkt, 78 proc. w ataku).
Białorusin był zadowolony, że jego debiut w zespole wicemistrzów Polski wypadł tak okazale. – Było to dla mnie trochę nerwowe przeżycie – przyznał Udrys po meczu. – W końcu pierwszy raz wypadł na meczu Ligi Mistrzów, ale mam obok siebie wspaniały zespół, który mnie wspierał. Dzięki temu mój start nie był utrudniony. Oczywiście, nie jestem jeszcze w pełnej formie meczowej. Ciągle pracujemy na treningach z rozgrywającym, zgrywamy się, byśmy obaj czuli się komfortowo i pewnie. Ogólnie jednak jest OK. Przed meczem z Tours odbyłem może cztery czy pięć pełnych treningów. Jestem w takiej dyspozycji, że mogę wychodzić w kolejnych meczach także w pierwszej szóstce, o ile trener Anastasi mnie w niej wystawi.
Udrys nie ukrywa, że nie mógł się doczekać występu w Vervie przed publicznością. – Chciałem zrobić nawet za dużo, musiałem się powstrzymywać, by nie przesadzić z obciążeniem, by nie pojawił się kolejny uraz. To taka słowiańska dusza odezwała się we mnie, że chciałem wszystko od razu. Czuję się zupełnie dobrze i w czasie gry przestałem myśleć o wyleczonej kontuzji. Tylko czasami musiałem odpuścić, by nie przeholować.